Brałam Dulsevię ponad rok, zaczęło się niewinnie – miała mi pomóc z lękami i bólem pleców, bo wiadomo, stres to się człowiekowi odkłada wszędzie. Na początku nie czułam nic, potem się rozkręciło i faktycznie, było lepiej. Wszystko takie bardziej… płynne. Mniej spinania się, mniej analizowania, mniej „a co, jeśli”.
I tak sobie brałam, aż przyszedł dzień, kiedy zapomniałam tabletki. I o matko, jaki to był cyrk. Najpierw myślałam, że to nic, a potem nagle zaczęły się te cholerne brain zaps, czyli takie wrażenie, jakby mi ktoś prądem strzelał w mózg. Jak zamknęłam oczy, to miałam wrażenie, że lecę w kosmos, jakbym oglądała film z opóźnionym dźwiękiem. Do tego nagła huśtawka nastroju, raz śmiałam się jak głupia, a pięć minut później siedziałam i miałam łzy w oczach, bo przypomniało mi się coś z przedszkola.
I teraz tak – czy to uzależnia?
To nie jest uzależnienie w stylu „muszę to mieć, bo inaczej umieram”, ale organizm ewidentnie się do tego przyzwyczaja i potem jak mu zabierzesz, to się burzy. Jak się schodzi z tego powoli, to jest spoko, ale jak odstawisz nagle, to możesz mieć bardzo dziwne dni.
Czy się wraca do stanu sprzed? No cóż… Mi było dobrze na tym leku, ale po zejściu poczułam, że to trochę jak jazda rowerem z kółkami bocznymi – póki je masz, jest stabilnie, a jak je zdejmiesz, to na początku się chwiejesz. Ale potem człowiek się przyzwyczaja i wraca do normy.
Jak planujesz odstawić, to rób to stopniowo i przygotuj się na to, że mózg może chwilowo szukać sygnału, który nagle mu wyłączyłaś. Ale spokojnie – to nie heroina, da się wyjść, tylko trzeba mieć cierpliwość. 