Tak, Efectin to lek psychotropowy, ponieważ zawiera wenlafaksynę – substancję oddziałującą na centralny układ nerwowy i neuroprzekaźniki, takie jak serotonina i noradrenalina.
Mam pytanie – czy Efectin to psychotrop? Lekarka powiedziała mi, że to „normalny lek przeciwdepresyjny”, ale gdzie nie wejdę, to ludzie piszą, że psychotropy, psychotropy… Trochę mnie to stresuje, bo nie chcę być „na psychotropach” jak to się mówi u mnie w rodzinie. Z jednej strony chcę się leczyć, z drugiej trochę się boję, że to coś poważniejszego niż się wydaje. Proszę, powiedzcie mi szczerze – czy Efectin ER to psychotrop?
U mnie w rodzinie też jak się słyszy „psychotropy”, to od razu jakbyś trafiła na oddział zamknięty. A prawda jest taka, że ludzie po prostu nie rozumieją, co to znaczy. Ja brałam Efectin ER przez prawie trzy lata i jak najbardziej to jest lek psychotropowy, ale to wcale nie znaczy, że coś z Tobą „nie tak”.
Psychotrop to po prostu lek, który działa na mózg – na nastrój, emocje, funkcjonowanie psychiczne. Przecież jak ktoś bierze coś na tarczycę, to też mu wpływa na organizm, tylko nikt nie robi z tego sensacji, nie? A tu nagle „psychotrop” i panika.
U mnie Efectin zdziałał cuda. Miałam takie stany lękowe, że nie mogłam wyjść z domu. Serio – do sklepu po chleb nie potrafiłam pójść. A po 3–4 tygodniach brania zaczęłam wracać do siebie. Oczywiście, początki były ciężkie – zawroty głowy, mdłości, problemy ze snem – ale potem było tylko lepiej. I dzięki niemu wróciłam do pracy, zaczęłam znowu się spotykać z ludźmi, żyć po prostu.
Efectin to psychotrop, ale co z tego? Serio, ja nie rozumiem, skąd ta panika. Przecież jak boli serce, to bierzesz leki na serce. Jak boli dusza – to psychotropy. Proste.
Ja byłam na Efectinie przez rok – najpierw 75 mg, potem 150 mg, bo miałam ciężką depresję po rozwodzie. Leżałam całymi dniami, nie miałam siły wstać, dziecko mi rosło obok, a ja tylko leżałam i płakałam. Psychiatra przepisała mi Efectin i na początku też miałam opory. Mówię: „Pani doktor, ale to psychotrop?”. A ona na to: „A jakby Pani miała raka, to by Pani odmówiła chemioterapii?”.
To mnie wtedy strzeliło jak grom z jasnego nieba. I zaczęłam brać. I dobrze zrobiłam. Nie mówię, że to magiczny lek – miał skutki uboczne, bywały gorsze dni, ale pozwolił mi stanąć na nogi. Po roku odstawiłam powoli, z pomocą lekarza. Teraz już nie biorę, ale nie wstydzę się, że kiedyś brałam. Wręcz przeciwnie – jestem dumna, że sięgnęłam po pomoc, zanim było za późno.