Czy Efectin to silny lek?

Tak, Efectin, znany również jako wenlafaksyna, jest powszechnie uznawany za silny lek, choć jego siła zależy od kontekstu, w którym jest stosowany.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/efectin-er/czy-efectin-to-silny-lek/

mam pytanie, może głupie, ale serio nie wiem i się trochę boję zapytać lekarza wprost… Czy Efectin to silny lek? Dostałam go na stany lękowe i depresję, zaczynam od 37,5 mg, a już mam mętlik w głowie po tym, co czytam w internecie. Jedni mówią, że cudowny, inni że dramat i najgorsze, co można brać. Nie jestem jakoś szczególnie chora, ale chciałam spróbować, bo nie daję już rady z tymi lękami. Tylko nie wiem, czy sobie nie robię większej krzywdy. Proszę, powiedzcie, jak to wygląda u Was – czy ten lek jest naprawdę taki „mocny”?

Jakbym siebie słyszała sprzed dwóch lat. Też mi się ręce trzęsły, jak pierwszy raz połknęłam Efectin, bo się naczytałam w internecie wszystkiego – od „cudownego lekarstwa” po „największy koszmar życia”. A prawda? No cóż, to jest mocny lek, nie będę ściemniać. Ale silny nie znaczy zły.

Ja zaczynałam właśnie od tej najniższej dawki – 37,5 mg – i już po kilku dniach czułam, że coś się dzieje w głowie. Trochę jakbym była „odklejona”, potem przyszły zawroty, lekkie mdłości, w nocy się pociłam jak w saunie. Ale… po dwóch tygodniach? Jak ręką odjął. Lęki, które miałam codziennie od lat, zaczęły się wyciszać. Nie zniknęły całkowicie, ale pierwszy raz od dawna mogłam iść do sklepu sama i nie czułam, że zaraz zemdleję.

Mój lekarz mówił wprost – to lek, który mocno działa na mózg, reguluje chemię w głowie i dlatego nazywany jest psychotropem. Ale przecież to nie znaczy, że się po nim zamieniamy w zombie. Po prostu dostajemy wsparcie, kiedy sami już nie dajemy rady. Ja bym tego nie przeszła bez Efectinu.

A jak się boisz, to mów o tym swojemu lekarzowi. Serio, nie ma głupich pytań. Pamiętaj, że siła leku nie polega na tym, że jest „straszny”, tylko że potrafi zdziałać coś, czego inne nie potrafią. Trzymam za Ciebie kciuki!

Zacznę od tego, że wcześniej byłam na sertralinie, escitalopramie, nawet próbowałam mirtazapiny – i nic. Albo działało tylko trochę, albo miałam takie skutki uboczne, że nie dało się funkcjonować. I wtedy psychiatra powiedział: „Spróbujemy wenlafaksyny – działa mocniej, ale może właśnie tego pani potrzebuje”. I miał rację.

Na początku było ciężko. Serio. Ja myślałam, że tego nie przetrwam – zawroty, uczucie, że zaraz zemdleję, serce waliło jak młot, jakby mózg się buntował. Ale po około trzech tygodniach przyszła ulga, jakiej nie czułam od lat. Wróciła mi chęć do życia, zaczęłam znowu spać, jeść, śmiać się. Zaczęłam znowu widzieć kolory – nie wiem, jak to lepiej opisać. Po prostu jakby ktoś zdjął mi z głowy czarną folię.

Więc tak, to silny lek, ale czasem silny lek jest dokładnie tym, czego nam trzeba. A ta „siła” to nie przekleństwo, tylko wsparcie. Ale trzeba go brać z głową, pod kontrolą, nie samodzielnie grzebać w dawkach.