Sama byłam w podobnej sytuacji. Mam za sobą kilka nawracających zakażeń układu moczowego i kiedy pierwszy raz dostałam fosfomycynę w JEDNEJ dawce, byłam totalnie sceptyczna. No bo jak jedna dawka może rozwiązać problem, z którym inne antybiotyki walczyły przez tydzień? Ale, co ciekawe, u mnie to faktycznie zadziałało.
Pierwszego dnia po zażyciu nie poczułam od razu jakiejś ogromnej ulgi – pieczenie było nadal wyczuwalne, a do łazienki biegałam dość często. Ale drugiego dnia zaczęłam zauważać różnicę – pieczenie znacznie osłabło, a potrzeba ciągłego oddawania moczu stopniowo znikała. Trzeciego dnia czułam się już praktycznie normalnie. Lek działa, ale potrzebuje czasu, żeby organizm zaczął wracać do równowagi.
Z tego, co wiem, fosfomycyna działa w ten sposób, że osiąga bardzo wysokie stężenie w moczu i utrzymuje je przez około 48 godzin. Dzięki temu zabija bakterie odpowiedzialne za zakażenie, bez konieczności brania kolejnych dawek. Kluczowe jest jednak, żeby po leczeniu zadbać o odbudowę mikroflory bakteryjnej. Po każdej antybiotykoterapii, nawet tak krótkiej, zawsze biorę probiotyk – najlepiej taki specjalnie przeznaczony do wspierania układu moczowego (np. z pałeczkami kwasu mlekowego, które wspierają florę pochwy i pęcherza). Dzięki temu zmniejszam ryzyko nawrotów.
Jeśli masz obawy, to pamiętaj, że działanie fosfomycyny jest naprawdę dobrze udokumentowane – zwłaszcza w przypadku prostych zakażeń pęcherza. Ale! Ważne jest, żeby dużo pić, najlepiej wodę, żeby wypłukiwać bakterie z układu moczowego. Mi dodatkowo pomagała herbatka z żurawiny – nie wiem, czy to placebo, ale miałam wrażenie, że wspiera proces leczenia.