Rispolept (risperidon) może być skuteczny w leczeniu zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych (OCD) jako terapia wspomagająca u pacjentów, którzy nie odpowiedzieli wystarczająco na standardowe leczenie inhibitorami wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI).
Mam zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne i od jakiegoś czasu biorę leki z grupy SSRI (fluoksetynę), ale mam wrażenie, że poprawa jest niewielka. Psychiatra zaproponował mi dołożenie Rispoleptu w małej dawce. Przyznam szczerze, że trochę się boję, bo to lek przeciwpsychotyczny, a ja żadnej psychozy nie mam. Czy ktoś z Was brał Rispolept na moje schorzenie? Czy pomogło? A może więcej szkodzi niż daje efektów? Bardzo się boję skutków ubocznych, zwłaszcza przybierania na wadze. Jakie macie doświadczenia?
Hej, ja brałam Rispolept przez pół roku w dawce 0,5 mg na dobę i mogę podzielić się moimi doświadczeniami.
Mam zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne od dzieciństwa, ale na poważnie zaczęłam się leczyć dopiero po trzydziestce, bo wcześniej jakoś „dawałam radę”, czyli tłamsiłam się w lękach i kompulsjach, udając, że „tak już mam”. Leczyłam się paroksetyną, trochę pomogło, ale miałam cały czas natrętne myśli i takie uczucie, jakby mózg się „zawieszał” na jakimś temacie i nie dało się tego przerwać. Psychiatra zaproponował mi wtedy Rispolept w małej dawce.
Na początku się bałam, bo to neuroleptyk i w głowie miałam od razu obraz jakichś ciężkich chorób psychicznych i skutków ubocznych. Ale powiem Wam – cudów nie było, ale trochę mi pomogło. Jakby ten natłok myśli zrobił się trochę cichszy, mniej mnie to dusiło, mniej „musiałam” robić rzeczy kompulsywnych. Niestety, po dwóch miesiącach zauważyłam, że jem więcej i waga poszła w górę o jakieś 4 kg. Dla mnie to sporo, bo zawsze miałam problem z utrzymaniem wagi. Finalnie odstawiłam i wróciłam do samego SSRI, ale Rispolept wspominam jako coś, co trochę pomogło, ale nie było idealnym rozwiązaniem.
Jak masz opcję spróbować, to może warto, ale miej na oku wagę i ogólne samopoczucie.
Mam zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne odkąd pamiętam, ręce myję jak wariatka, zawsze wszystko sprawdzam po sto razy. Leczyłam się sertraliną, ale dalej czułam ten przymus robienia rytuałów. Psychiatra dorzucił mi Rispolept w dawce 1 mg na noc i przez pierwsze dwa tygodnie faktycznie czułam się bardziej „odcięta” od natrętnych myśli. Ale potem zaczęły się schody…
Po pierwsze, byłam cały czas śpiąca. Czułam się, jakbym chodziła w jakiejś mgle, ciężko było mi się skupić na czymkolwiek. Po drugie, zaczęłam tyć. I to nie jakieś tam kilo czy dwa, ale w ciągu trzech miesięcy przybyło mi 8 kg, mimo że jadłam tak samo. Czułam się spuchnięta, zmęczona, zero energii. No i najgorsze – po jakimś czasie miałam wrażenie, że mój organizm się buntuje. Zaczęły mi drżeć ręce, dziwnie napinały się mięśnie, a do tego libido mi spadło do zera.
Poszłam do lekarza i powiedziałam „Pani doktor, to nie dla mnie, wolę już te moje kompulsje niż czuć się jak zombie”. Odstawiłam i wróciłam do samej sertraliny. Nie każdemu Rispolept pasuje i nie każdemu pomaga.
Słuchaj, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne to cholerstwo i każdy szuka czegoś, co mu pomoże. Ja byłam w takiej desperacji, że chwytałam się wszystkiego. Psychiatra zaproponował mi dodatek Rispoleptu do escitalopramu i pomyślałam – co mi szkodzi?
Brałam bardzo małą dawkę – 0,25 mg na noc. Na początku miałam wrażenie, że nic się nie dzieje, ale po dwóch tygodniach zauważyłam, że jestem jakby bardziej wyluzowana. Nie to, żeby moje myśli zniknęły całkiem, ale mniej mnie wciągały. Nie musiałam robić „rytuałów”, żeby się uspokoić.
ALE… oczywiście, nie ma róży bez kolców. Zauważyłam, że trudniej mi rano wstać, a po miesiącu zaczęłam czuć, że mam jakąś taką dziwną pustkę emocjonalną. Może to tylko moje odczucie, ale miałam wrażenie, że z zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych zrobił mi się trochę „brak emocji” i to też nie było fajne.
Podsumowując – jak natrętne myśli naprawdę Cię zżerają i nie reagujesz na same SSRI, to można spróbować, ale trzeba obserwować efekty. Ja finalnie odstawiłam, ale znam ludzi, którzy na tym lecą od lat i sobie chwalą.
Mój syn ma zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne od 14. roku życia i próbowaliśmy wszystkiego. SSRI pomagały tylko trochę, terapia też dawała jakieś efekty, ale nie na tyle, żeby można było mówić o normalnym funkcjonowaniu. Psychiatra zaproponował dodatek Rispoleptu, najpierw w dawce 0,5 mg, potem zwiększyliśmy do 1 mg.
Efekty? Były, ale w specyficzny sposób. On miał mniej natrętnych myśli, ale zrobił się jakby „przytępiony”. Mniej się bał, ale też mniej się czymkolwiek przejmował. I to może brzmi dobrze, ale w praktyce – trochę jakby przestało mu zależeć na wszystkim. Przestał się uczyć, przestał mieć jakiekolwiek hobby, siedział i tylko gapił się w telefon. Do tego przybrał na wadze 10 kg w pół roku!
Finalnie razem z lekarzem postanowiliśmy spróbować czegoś innego i zeszliśmy z Rispoleptu. Syn wrócił do samego SSRI i terapii behawioralnej i teraz radzi sobie o niebo lepiej. Moje zdanie? Rispolept to ostateczność, kiedy nic innego nie działa. I tylko w minimalnych dawkach, bo łatwo przegiąć.