Mam 37 lat, 160 cm wzrostu i jeszcze rok temu ważyłam 122 kg. Tak, dobrze czytacie – byłam w kategorii otyłość olbrzymia i szczerze mówiąc, byłam już bliska załamania. Każdy dzień to była walka: zadyszka przy wiązaniu butów, ból kręgosłupa, spojrzenia ludzi na ulicy… Czułam się, jakbym tkwiła w pułapce własnego ciała. Próbowałam wszystkiego: wizyt u dietetyków, diet 1000 kcal, keto, postu przerywanego, a w końcu sięgnęłam po Saxendę, potem Ozempic. One pomagały, owszem – na Saxendzie schudłam 8 kg, na Ozempicu potem kolejne 12 kg, ale wciąż pozostawałam daleko poza zdrowym zakresem wagi. Z 122 kg zeszłam do około 102, i utknęłam. Mimo leków i starań dalej byłam osobą z otyłością olbrzymią według BMI. Zaczęłam nawet myśleć o operacji bariatrycznej, bo bałam się, że inaczej nie dam rady.
I wtedy pojawiło się światełko w tunelu – mój endokrynolog zaproponował mi udział w programie (badaniu klinicznym) nowego leku o nazwie tirzepatyd, znanego też jako Mounjaro. Szczerze? Na początku pomyślałam, że znowu wielkie nadzieje, a skończy się jak zwykle na kilku kilogramach mniej. Ale zgodziłam się, bo nie miałam nic do stracenia poza kilogramami.
Pierwsze tygodnie na Mounjaro to była rewolucja. Apetyt spadł do zera – musiałam wręcz pilnować, by jeść cokolwiek, bo naprawdę mogłam przeżyć cały dzień na jednym jogurcie (wiem, że to niezdrowe, ale tak właśnie było). W ciągu 3 miesięcy straciłam kolejne 15 kg. Byłam w szoku, jak szybko spodnie w rozmiarze 54 zaczęły na mnie wisieć. Musiałam wymienić połowę garderoby i uwierzcie, nigdy nie byłam tak szczęśliwa, wydając pieniądze na mniejsze ubrania!
Oczywiście, Mounjaro to nie był spacer po parku. Nudności dopadały mnie często – czasem po zastrzyku czułam się przez dzień czy dwa jak na solidnym kacu: brak energii, mdłości, zero apetytu. Bywały też inne sensacje żołądkowe (delikatnie mówiąc: biegunka potrafiła człowieka zaskoczyć). Ale każdy taki gorszy dzień traktowałam jak inwestycję w lepszą przyszłość. Powtarzałam sobie: “OK, dziś czuję się podle, ale tłuszcz się topi – będzie lepiej”. Trochę czarnego humoru pomagało przetrwać te chwile. Na szczęście organizm z czasem przywykł i efekty uboczne zelżały.
Minął rok, odkąd zaczęłam przygodę z Mounjaro. Dziś ważę 78 kg i pierwszy raz od liceum mam BMI poniżej 30. Jeszcze nie jestem szczupła, ale z otyłości olbrzymiej przeszłam do “otyłości I stopnia” i wciąż idę w dół. Łącznie zgubiłam 44 kg od najcięższego momentu – to prawie jak zrzucić z pleców plecak pełen cegieł, który nosiłam codziennie. Czuję się jak nowo narodzona. Weszłam w ubrania, o których nawet nie śniłam, i mam mnóstwo energii.
Najbardziej wzruszający moment? Gdy moja nastoletnia córka powiedziała: “Mamo, ale teraz za tobą ciężko nadążyć!” – podczas gdy to ja nadążałam za nią, a nie ona za mną. Popłakałam się wtedy ze szczęścia.
Czy Mounjaro jest lepsze od Ozempicu, Saxendy czy Trulicity? Dla mnie okazało się właśnie tym cudem, którego potrzebowałam. Ozempic i Saxenda dały mi solidny start, ale dopiero Mounjaro pozwoliło mi osiągnąć rezultaty, o jakich marzyłam. Wiadomo, to tylko moje doświadczenie – ktoś inny może zareagować inaczej. W moim przypadku tirzepatyd dosłownie zmienił moje życie. Mam nadzieję, że ten lek będzie szerzej dostępny dla wszystkich w podobnej sytuacji, bo każdy zasługuje na taką szansę.
Oczywiście, nadal pilnuję diety i ruszam się więcej niż kiedyś, ale to dzięki tym lekom pierwszy raz poczułam, że naprawdę można przerwać to błędne koło. Jeśli ktoś się waha, a lekarz oferuje taką opcję – z własnego doświadczenia mogę powiedzieć: warto zawalczyć o siebie, czasem z pomocą takiej “cudownej” igły.