Co jest lepsze Ozempic, Saxenda, Mounjaro czy Trulicity?

Mam 28 lat i od czasów liceum zmagam się z nadwagą z powodu PCOS. Przeszłam już przez dziesiątki diet, efekty zawsze były krótkotrwałe i w kółko wracało mi to okropne jo-jo. W końcu endokrynolog zaproponował mi Saxendę. Powiem szczerze, że na początku byłam pełna nadziei – pierwsze tygodnie to była euforia, waga zaczęła spadać jak szalona, apetyt prawie zniknął. Czułam się, jakbym wreszcie znalazła magiczny sposób, bo nagle nie myślałam 24/7 o jedzeniu. Niestety, codzienne zastrzyki zaczęły mnie męczyć – nie fizycznie, bo igiełka cienka i prawie nie boli, ale psychicznie miałam dość pamiętania o tym każdego dnia. No i pojawiły się skutki uboczne: czasem mdłości, lekkie zawroty głowy, a mój portfel schudł prawie tak szybko jak ja :sweat_smile:. Serio, Saxenda jest koszmarnie droga – musiałam płacić za nią z własnej kieszeni. Po około 3 miesiącach waga stanęła w miejscu i mój zapał trochę opadł. Lekarka wtedy zaproponowała zmianę na Ozempic – raz w tygodniu zamiast codziennie. Przyznam, że odetchnęłam z ulgą. Na Ozempicu znowu ruszyłam z wagą w dół, może nie tak spektakularnie jak na początku Saxendy, ale stabilnie – około 1-2 kg na miesiąc. Największy plus – tylko jeden zastrzyk na tydzień, więc łatwiej żyć normalnie i nie przypominać sobie co rano, że “jestem na leku”. Efekty uboczne? Trochę nudności bywa, zwłaszcza dzień po zastrzyku, ale ogólnie czuję się lepiej niż przy Saxendzie. Mam wrażenie, że Ozempic mocniej tłumi mój apetyt na słodycze – ciastka mogą leżeć i mnie nie kuszą, co kiedyś było nie do pomyślenia! Czy Ozempic jest lepszy? Dla mnie tak – głównie ze względu na wygodę i podobną skuteczność co Saxenda. Nie twierdzę, że dla każdego Ozempic będzie numerem jeden, ale w moim przypadku wygrał z Saxendą i na razie przy nim zostaję. Czuję w końcu, że mam narzędzie, które naprawdę pomaga, a nie tylko obiecuje cuda.