To czy pacjent musi przyjmować Atoris (atorwastatynę) do końca życia zależy od indywidualnych potrzeb, stanu zdrowia oraz celów terapeutycznych. Atoris jest lekiem z grupy statyn, który obniża poziom cholesterolu we krwi, zmniejszając ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, takich jak zawał serca czy udar mózgu.
Hej, mam 47 lat i od jakiegoś czasu biorę Atoris na cholesterol. Lekarz coś wspominał, że to może być już “na stałe”, ale szczerze mówiąc, trochę mnie to przeraża. Czy ktoś z Was też go bierze? Czy da się jakoś z tego zejść, jak się poprawi dieta albo schudnie? Jakie macie doświadczenia?
Też mam 47 lat i też mi przypisali Atoris jakieś dwa lata temu, po tym jak na rutynowych badaniach wyszedł mi cholesterol 270… Byłam w szoku, bo ani specjalnie tłusto nie jadłam, ani jakąś fanką fast foodów nie jestem. No ale – wiek, hormony, stres, siedzący tryb życia, wiadomo.
Na początku byłam strasznie przeciwna lekom – „bo to chemia”, „bo organizm się przyzwyczai”, „bo wątroba siądzie”… Ale potem trafiłam na naprawdę fajną panią doktor, która mi spokojnie wytłumaczyła, że ten lek to nie jest kara, tylko pomoc.
Przy okazji zaczęłam lepiej jeść, więcej chodzić, waga spadła o jakieś 6 kilo i… cholesterol też trochę spadł. Ale nie na tyle, żeby odstawić lek. No i tu jest pies pogrzebany – ja się łudziłam, że jak się poprawię, to mi zabiorą te tabletki. A prawda jest taka, że u niektórych organizm po prostu SAM produkuje za dużo cholesterolu i to nie do końca zależy od diety.
Więc czy do końca życia? Może tak, może nie. Ale przestałam traktować to jak wyrok – po prostu mam „rutynę” na wieczór, biorę Atoris z magnezem i tyle. Czuję się dobrze. A jak z wiekiem będzie trzeba coś zmienić, to zmienię. Jedno wiem – lepiej brać tabletkę niż potem wylew albo zawał.
Ja mam 51 lat, ale u mnie historia zaczęła się wcześniej, bo zawał w wieku 44. Cholesterol zawsze miałem wysoki, rodzinnie zresztą. Ale nie przejmowałem się, bo “nic nie boli”, “czuję się dobrze” i takie tam. No i bach – zawał. Mały, bo mały, ale zawał.
Od tego czasu Atoris codziennie. Nie pytam już, czy do końca życia – po prostu biorę. Mam dzieci, wnuki w drodze i wolę jeszcze trochę pożyć. Ale żeby nie było – dieta też się zmieniła, rzuciłem palenie, zacząłem chodzić z kijkami. Schudłem z 12 kg!
Lekarz mi mówi, że pewnie lek zostanie już na zawsze, bo u mnie to nie tylko dieta, ale geny – mama zmarła na zawał, tata miał bajpasy w wieku 60 lat. Więc tu nie ma żartów.
Ale czy to źle? Gdyby ktoś mi powiedział: “Codziennie bierz tę tabletkę, a będziesz żyć 20 lat dłużej” – to bym brał bez gadania. A przecież to właśnie to.
Więc nie bój się tych słów „do końca życia”. To po prostu forma dbania o siebie. A jak się uda kiedyś odstawić, to super – ale jak nie, to też nie dramat.
No hej, ja starsza od Ciebie trochę, mam 66 lat. U mnie Atoris od… 11 lat. I powiem tak: z początku też myślałam, że to „na chwilę”. Że „zmienię dietę, więcej warzyw, zero smalcu, siemię lniane” – wiesz, jak to człowiek sobie zakłada. Ale niestety – u mnie cholesterol był taki uparty, że nawet jak schudłam, to tylko trochę spadł, a potem znowu skakał.
Mój lekarz rodzinny – zresztą bardzo fajny, konkretny facet – powiedział mi wprost: “Pani Bożeno, to nie jest tak, że Pani sobie to wyhodowała dietą. To Pani organizm ma fabrykę cholesterolu, która działa dzień i noc. Tabletka to nie kara, tylko zawór bezpieczeństwa”.
I ja się z tym pogodziłam. Raz próbowałam odstawić – na własną rękę, głupio. Po pół roku badania – cholesterol znów poszybował, trójglicerydy też. No i znów wróciłam na Atoris, tym razem już na spokojnie.
Mam koleżankę, która też bierze, tylko ona to w ogóle nic nie zmienia w diecie, a wyniki ma świetne. Inna z kolei nie bierze leków, ale musi mieć dietę jak królik i codziennie 10 tysięcy kroków. Ja wolę tabletkę i spokojną głowę.