Ooo, stary, jak ja to rozumiem!
Sam przez to przechodziłem, więc już Ci opowiadam. Też biorę Olfen Uno od jakichś dwóch miesięcy, bo dorwałem sobie plecy tak, że nawet buty zakładałem z trudem. I oczywiście, jak tylko usłyszałem o zakazie alkoholu, to zacząłem się zastanawiać, czy to serio aż taki problem. Przecież jedno piwo na wieczór to nie grzech, nie?
No to Ci powiem, jak to u mnie było. Raz, na jakiejś domówce, pomyślałem: „A, co mi tam, spróbuję.” Wypiłem jedno piwo, dosłownie jedno, i czekałem na te mityczne fajerwerki w żołądku, ale nic się nie stało. Zadowolony, że jestem niezniszczalny, poszedłem na całość tydzień później na imprezie – dwa drinki, trochę wina, wieczór pełen śmiechu… aż do rana. Rany, człowieku, jak mnie później żołądek napieprzał, to było coś strasznego. Czułem się, jakby ktoś mi w środku odpalił petardę. Przez dwa dni nawet kawa pachniała mi jak spirytus, serio.
Ale to nie koniec! Pamiętam, że wtedy też jakoś dziwnie zaczęły mi się nasilać bóle pleców. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy co, ale miałem wrażenie, że Olfen przestał działać tak dobrze. Może to moja wątroba się zbuntowała, a może lek jakoś gorzej się wchłaniał – nie mam pojęcia, ale nauczyło mnie to jednego: z alkoholem i Olfenem to jak jazda bez hamulców, lepiej nie próbować za często.
Więc tak, czasem jedno piwo mnie nie zabiło, ale więcej to był hardcore. Jak masz ochotę na grilla, to może spróbuj, ale polecam mieć w pobliżu coś na żołądek. I pamiętaj – następnego dnia nie ma żartów z bieganiem do łazienki. 