Hej, rozumiem Twój ból – mam trójkę dzieci i każde z nich przeszło przez etap “przedszkolnego survivalu”. Powiem Ci, że też kiedyś pytałam o Broncho Vaxom, bo co chwilę któreś z moich dzieci kończyło z katarem, gorączką albo – jak to nazywa mój mąż – “przedszkolnym kaszlem grozy”.
Jeśli chodzi o to, czy to szczepionka – nie do końca. Broncho Vaxom to coś w rodzaju “treningu” dla układu odpornościowego. Z tego, co rozumiem, zawiera takie fragmenty bakterii, które najczęściej powodują infekcje dróg oddechowych. I jak się to bierze, organizm uczy się szybciej rozpoznawać te “wrogie” bakterie i skuteczniej z nimi walczyć. To trochę jak szczepionka, ale jednak nie działa na konkretne wirusy czy bakterie, tylko bardziej ogólnie wspiera odporność.
U nas to było tak: starszak brał Broncho Vaxom przez trzy miesiące – i powiem szczerze, było widać różnicę. Chorował rzadziej, a nawet jak coś złapał, to szybciej się z tego wygrzebywał. Młodszy miał trochę słabsze efekty, ale on w ogóle ma problemy z odpornością, więc nie oczekiwałam cudów.
Najbardziej jednak pamiętam historię mojej sąsiadki. Ona przez cały sezon zimowy podawała Broncho Vaxom swojej córce, a ta ani razu nie opuściła przedszkola! Oczywiście od razu myślałam, że to jakaś magia, ale sąsiadka przysięgała, że to zasługa tego preparatu. Mówiła, że wcześniej mała chorowała co dwa tygodnie, a później raptem miała tylko jeden lekki katar przez całą zimę.
Wiesz, muszę przyznać, że na początku byłam sceptyczna. Wydawało mi się, że to kolejny “cudowny” specyfik, jakich pełno na rynku. Ale po kilku miesiącach widziałam, że coś jest na rzeczy. Moje dzieciaki przestały tak ciężko chorować, a ja nie musiałam już spędzać tylu nocy na czuwaniu przy ich łóżkach. Czy to działa na każdego? Pewnie nie, bo każde dziecko ma inny układ odpornościowy. Ale moim zdaniem warto spróbować, zwłaszcza jeśli infekcje to u Was norma.
Pamiętaj jednak, że oprócz tego ważne są też inne rzeczy – mycie rąk, dużo ruchu na świeżym powietrzu (nawet w deszczowe dni!) i porządna dieta. U nas dodaliśmy więcej warzyw, kiszonek i mniej słodyczy – i to też zrobiło swoje.
Trzymam kciuki, żeby u Was też udało się wygrać z tym przedszkolnym maratonem infekcji! 