Przez długi czas nie zdawałam sobie sprawy, że to, co czuję, może mieć cokolwiek wspólnego z depresją. Nie miałam tych „książkowych” objawów – nie płakałam bez przerwy, nie miałam myśli samobójczych. Ale cały czas byłam napięta, rozdrażniona, zmęczona, bez sił i z huśtawkami nastroju. Żyłam z tym latami, myśląc, że po prostu taka moja natura.
Brałam różne leki przeciwdepresyjne, ale zamiast poprawy, czułam się po nich tylko gorzej – otępiała, ospała, bez kontaktu z rzeczywistością. Każdy kolejny zostawiał mnie z tym samym pytaniem: czy coś w ogóle może mi pomóc?
I wtedy pojawił się Lamotrix. Już po kilku dniach miałam wrażenie, że w głowie zrobiło się spokojniej. Nie nagle i nie spektakularnie, ale wyraźnie – jakby ktoś przyciszył szumy, lęki i napięcie. Z czasem zaczęłam zauważać, że mój nastrój się stabilizuje, przestałam się wkurzać o byle co, mniej analizuję, mniej się boję.
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że zaczęło mi się po prostu chcieć. Wcześniej wszystko było wysiłkiem – wstanie z łóżka, rozmowa z kimś, ogarnięcie najprostszych rzeczy. Teraz jest inaczej. Nie mówię, że zawsze idealnie, ale czuję się sobą – spokojniejszą, bardziej poukładaną, z jakimś wewnętrznym światłem.
Dzięki Lamotrixowi zrozumiałam, że to, co przez lata brałam za „trudny charakter” czy „zmęczenie życiem”, to była po prostu ukryta, cicha depresja. I pierwszy raz od bardzo dawna poczułam ulgę, że już nie muszę się z tym zmagać sama.