Opinie Lamitrin

Jak oceniacie efekty stosowania Lamitrinu i czy doświadczyliście jakichś skutków ubocznych? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla osób zmagających się z padaczką, zaburzeniami afektywnymi dwubiegunowymi lub zespołem Lennoxa-Gastauta, które rozważają stosowanie tego leku – każda historia ma znaczenie!

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Próbowałam już chyba wszystkich możliwych leków na depresję i ChAD, ale niestety – bez większych efektów. Zaczęłam brać Lamitrin 25 mg jakieś 4 tygodnie temu, teraz jestem na 50 mg dziennie. I powiem jedno – to pierwszy lek, który naprawdę podniósł mnie z doła. Naprawdę czuję różnicę. Jak dotąd, to najlepszy lek, jaki kiedykolwiek brałam na dwubiegunówkę. Mam więcej energii, mniej się denerwuję, nie rzucam się na jedzenie, a do tego wróciła mi ochota na seks, która wcześniej kompletnie zniknęła. Jasne, że nie jest idealnie – miałam na początku trochę skutków ubocznych: problemy ze snem, mdłości, lekkie zaparcia i takie dziwne bóle po bokach brzucha. Ale wszystko to powoli znika, z dnia na dzień jest coraz lepiej.

Biorę też równolegle fluoksetynę 40 mg dziennie i jak na razie to się dobrze uzupełnia. Wiem, że jeszcze nie osiągnęłam dawki terapeutycznej, bo powoli zwiększam, ale już teraz czuję się o niebo lepiej niż kilka miesięcy temu. Pomyślałam, że muszę napisać tę opinię, bo wiele razy szukałam tu pomocy i inne wpisy bardzo mi pomogły. Może i mój komuś pomoże. Trzymajcie się i nie poddawajcie – da się z tego wyjść, tylko trzeba znaleźć ten swój lek. Dla mnie to chyba właśnie Lamitrin.

Przerobiłam wszystkie możliwe leki i żaden mi nie pasował!! Albo skutki uboczne nie do zniesienia, albo tycie tak szybkie, że zaczynałam się nienawidzić. Byłam już naprawdę na skraju – bardzo blisko… myśli samobójczych były codziennością, a raz to nawet zaczęłam pisać listy pożegnalne. I wtedy trafiłam na Lamitrin. Co za różnica!!! Naprawdę – jakbym po raz pierwszy od lat oddychała pełną piersią. W końcu nie mam już manii, które trzymały mnie na nogach przez trzy dni bez snu, i tej strasznej depresji, która nie dawała mi wstać z łóżka.

Biorę też klonazepam – to taka dodatkowa pomoc, żeby uspokoić myśli, jak za bardzo krążą. Przez jakiś czas musiałam odstawić wszystko w ciąży i powiem tylko tyle: mój mąż powiedział wtedy, że nigdy więcej mnie nie zapłodni, bo tak bardzo widział różnicę między mną bez leków a mną na lekach. On też poczuł ulgę, jak wróciłam na Lamitrin. Teraz jestem na dawce 300 mg na dobę, dzielonej na dwa razy – rano i wieczorem. Miałam też operację bariatryczną i dalej dobrze go toleruję, mimo że wiele osób po operacji różnie reaguje na leki. Ja nie widzę różnicy – działa tak samo dobrze jak przedtem.

Na Lamitrinie jestem już 8 lat. Nie powiem, że wszystko jak ręką odjął, ale żyję, funkcjonuję, pracuję, śmieję się, czasem nawet płaczę – ale z ludzkich powodów, a nie dlatego, że umysł mi podpowiada, że już koniec. Piszę to, bo może ktoś to przeczyta w takim momencie, w jakim ja kiedyś byłam. Może to coś zmieni. Lamitrin uratował mi życie. Może uratować też twoje.

10 lat na antydepresantach. 10 lat zmarnowanych na ciągłe załamania – rozwalone relacje z rodziną, wypalenie w pracy, przerwane kursy, puste konto, alkohol. Ostatnie dwa lata to było jedno wielkie przetrwanie – rano do pracy, wracałam i od razu spać. Nic więcej. W międzyczasie straciłam dwójkę dzieci, nie mam kontaktu, nie wiedzą nawet, co u mnie. Dom w ruinie, samochód ledwo jeździł, nikt już nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Sama się odsunęłam, ale i ludzie się wycofali. I tak krok po kroku doszłam do tego, że może ten świat byłby lepszy beze mnie. Bo co ja właściwie jeszcze mogłam dać? Co naprawić?

W końcu trafiłam na psychiatrę, który nie zbył mnie kolejnym SSRI, tylko spojrzał głębiej. Diagnoza: ChAD z cechami BPD, szybka zmienność nastrojów. Dostałam Lamitrin, jestem właśnie na 3 dniu. Zaczęłam też odstawiać wenlafaksynę, bo wiedzieliśmy, że ona tylko napędza te moje sinusoidy.

I nie wiem jak to możliwe, ale coś we mnie drgnęło. Nagle mam czysty zlew, zrobione pranie, nawet podłogi umyte. Mam chęć poukładać sprawy finansowe, ruszyć się z domu, załatwić zaległe rachunki. Niby drobiazgi, ale dla mnie to wielki krok. Czuję, jakbym pazurami wygrzebywała się z tej czarnej dziury w głowie. To dopiero początek, wiem. Ale pierwszy raz od lat czuję coś innego niż pustkę i wstyd.

Tylko jedno mnie boli – gdyby mnie ktoś wcześniej zdiagnozował, może miałabym jeszcze kontakt z moimi dziećmi. Może nie wszystko byłoby takie zrujnowane. Ale teraz, po raz pierwszy od dawna, mam nadzieję.

Zdiagnozowano u mnie ChAD typu II, jak miałam 18 lat. Teraz mam 26 i od półtora roku jestem na Lamitrinie. I powiem wam szczerze – to był punkt zwrotny w moim życiu. Już po miesiącu od rozpoczęcia leczenia poczułam taką zmianę, że aż ciężko było mi w to uwierzyć. Od tego czasu ani razu nie miałam depresji, ani nawet śladu hipomanii. A kiedyś? To mnie wszystko rozrywało. W liceum nie byłam w stanie się skupić, relacje się sypały, ja sama przestałam wiedzieć, kim jestem.

A teraz czuję, że odzyskałam siebie. Taką prawdziwą, głęboką siebie. Lamitrin mnie nie znieczula. To nie jest taki lek jak niektóre antydepresanty, które robią z człowieka robota. Czuję emocje, przeżywam je głęboko, ale one mnie już nie rujnują. One po prostu są – i to jest piękne. Nie jestem obojętna, ale też nie jestem już zagubiona.

Jeśli ktoś tu czyta i ma zdiagnozowany ChAD II – to z całego serca powiem: to naprawdę dobry lek. Nie dla każdego pewnie, bo każdy organizm jest inny, ale u mnie zrobił różnicę, o jakiej nawet nie śniłam. I wiem, że wiele osób się boi, że już zawsze będzie źle – ale nie wolno tracić nadziei. Trzymajcie się mocno. Każdy dzień może być nowym początkiem. Naprawdę. :blue_heart:

Na Lamitrinie 200 mg raz dziennie jestem od kilku miesięcy i muszę powiedzieć, że to pierwszy raz w moim życiu, kiedy naprawdę mam motywację, żeby coś robić. Moje „górki” już nie są takie wysokie, a „dołki” nie są aż tak czarne. I w sumie teraz to po śnie rozpoznaję, czy coś się dzieje z moim nastrojem – jak śpię za mało, to wiem, że idzie mania, a jak nie mogę się zwlec z łóżka, to coś tam z depresją próbuje wrócić. Ale to już nie to, co kiedyś.

Naprawdę jestem wdzięczna za ten lek. Zadziałał tak, jak żaden inny wcześniej. Skutków ubocznych prawie nie mam – no może tylko te dziwaczne sny (czasem jak z jakiegoś filmu sci-fi :joy:) i suchość w ustach, ale już się przyzwyczaiłam. Woda w butelce to teraz mój najlepszy kumpel, haha.

Nie wiem, czy każdemu tak pomoże, ale u mnie zrobił ogromną różnicę. Nie jestem już więźniem swoich stanów. Mam w końcu taką równowagę, że potrafię żyć bez strachu, co przyniesie jutro. I to jest bezcenne.

Nigdy nie udzielam się na takich forach, ale tym razem po prostu muszę. Mam poczucie, że jakbym tego nie napisała, to zrobiłabym krzywdę komuś, kto właśnie teraz szuka nadziei. Lamitrin został mi przepisany, kiedy byłam na totalnym dnie. Lęki, ataki paniki, depresja i do tego PMDD, który rozwalał mnie co miesiąc na kawałki. Myśli natrętne, ciągle wokół śmierci, smutku, bezsensu. Każdy dzień był walką o przetrwanie.

Pamiętam ten dzień, kiedy wróciłam od psychiatry z receptą na Lamitrin. Weszłam do domu, usiadłam na łóżku, włączyłam internet i zaczęłam czytać opinie. Zalałam się łzami. Ze strachu. Bałam się skutków ubocznych, bałam się, że to pogorszy sprawę. Ale wiedziałam też, że nie mogę tak dłużej żyć, że muszę coś zrobić.

Dziś mija 3 miesiąc odkąd biorę Lamitrin. I nie wiem, jak to zabrzmi, ale… mam spokój w głowie. Lęki zeszły o kilka poziomów, przed okresem nie wariuję emocjonalnie jak kiedyś, nie mam ataków paniki co kilka dni. Nie mam żadnych poważnych skutków ubocznych. Czasem lekki ból głowy na początku, ale minęło. I śpię lepiej. Po prostu czuję, że wracam do siebie.

Mogę tylko doradzić, żeby zacząć od małej dawki – 50 mg, a po dwóch tygodniach zwiększyć do 100 mg. Tak zrobiłam i to był bardzo łagodny start, organizm się spokojnie przyzwyczaił. Wiem, że każdy z nas jest inny i nie ma gwarancji, ale warto wiedzieć, że to forum często gromadzi bardziej negatywne historie, bo jak ktoś ma dobrze, to rzadziej pisze. A ja piszę właśnie dlatego – żeby ktoś, kto się boi tak jak ja się bałam, mógł poczuć, że może być lepiej.

Trzymajcie się. Jest nadzieja. Naprawdę.

Od lat zmagam się z lękami, raz było lepiej, raz gorzej, ale to zawsze wracało. Próbowałam wcześniej leków z grupy SSRI, ale szczerze? Nie przynosiły mi ulgi. Czułam się jakby wszystko było zamglone, a w środku dalej chaos. W pewnym momencie wpadłam w taką spiralę lękową, że aż sama się siebie bałam – natrętne myśli, huśtawki nastroju, problemy trawienne, problemy ze snem, napięcie od rana do nocy.

Postanowiłam wtedy dać lekom jeszcze jedną szansę. Trafiłam na psychiatrę, który zaproponował Lamitrin. Teraz jestem na 100 mg dziennie i naprawdę muszę powiedzieć, że jestem DUŻO bardziej stabilna emocjonalnie. Natrętne myśli już nie męczą mnie co godzinę, tylko pojawiają się czasem i szybko znikają. Patrzę na życie z większym spokojem, nawet radością. Co ważne – Lamitrin mnie nie stłumił. Nie zrobił ze mnie zombie. Wręcz przeciwnie – po prostu powoli pozwolił mi wrócić do siebie, do tego, kim byłam zanim lęki przejęły kontrolę.

Chcę tylko powiedzieć jedno – leki mogą naprawdę pomóc. Jeśli ktoś z zewnątrz mówi, że “to tylko w twojej głowie”, albo że “po co te chemie” – olej to. Tylko ty wiesz, jak się czujesz. I nikt nie ma prawa cię oceniać za to, że chcesz czuć się lepiej. To twoje życie, twoja walka i twoje prawo, by szukać ulgi. Czasem trzeba czasu, żeby trafić na ten właściwy lek – ale warto szukać. Nie poddawaj się. Naprawdę, gdzieś tam czeka coś, co ci pomoże. Dla mnie to był Lamitrin. A dla ciebie też może coś się znajdzie. Trzymam kciuki.

Zaczęłam brać Lamitrin, bo od dawna męczyły mnie huśtawki nastroju, depresja, silna nerwica lękowa i natrętne myśli w stylu OCD. Już nie wiedziałam, co ze sobą zrobić – byłam na granicy wytrzymałości psychicznej. I na początku myślałam, że to będzie mój lek-ratunek. Zaczęłam od 25 mg – i poczułam pierwsze pozytywne zmiany. Lęki trochę odpuściły, mniej analizowałam w kółko wszystko, trochę się rozjaśniło w głowie.

Potem lekarz zwiększył mi dawkę do 37,5 mg – i wtedy był cud. Lęki zniknęły, natrętne myśli ucichły, depresja się wycofała. Byłam tak szczęśliwa, że aż bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby nie zapeszyć. Myślałam: w końcu, po tylu latach szukania – znalazłam coś, co mi działa. Ale po przejściu na 50 mg wszystko się posypało. Pojawiła się drobna wysypka, ale to, co mnie rozwaliło, to stan psychiczny: wróciły lęki, myśli zaczęły galopować bez kontroli, depresja uderzyła mocniej niż wcześniej, a ja zaczęłam mieć bardzo ciemne, bardzo niebezpieczne myśli. Jakby to, co zniknęło, wróciło ze zdwojoną siłą.

Teraz próbuję zejść z leku i jest mi po prostu strasznie smutno. Miałam taką nadzieję, że to będzie mój sposób na życie, że w końcu się unormuję. A teraz czuję się, jakby wszystko wymknęło się spod kontroli. Czy ktoś miał podobnie? Że najpierw było lepiej, a potem nagle wszystko się odwróciło? Potrzebuję wsparcia, bo nie wiem, czy to tylko ja, czy może komuś też organizm tak zareagował. Czuję się naprawdę zagubiona.

Zaczęłam brać Lamitrin dwa tygodnie temu. Mam silne zaburzenia lękowe, które męczą mnie od lat – i psychiatra przepisał mi ten lek jako stabilizator nastroju, żeby trochę uspokoić to wszystko, co się dzieje w głowie. I przyznam, że jeśli chodzi o gonitwę myśli, to jest lepiej. W głowie jest ciszej, łatwiej mi się skupić, nie wpadam w czarne scenariusze co pięć minut. Ale… no właśnie. Zauważyłam też dziwne reakcje po jedzeniu – jakby lęk się nasilał, czasem wręcz miałam uczucie, że zaraz mnie złapie atak paniki. Do tego dziwne kołatanie serca wieczorem, jak się położę, i czasami mam takie jakby drgania obrazu, lekkie rozmazanie widzenia. Nie wiem, czy to kwestia przyzwyczajenia organizmu czy coś innego. Zaczęłam od 50 mg, a w tym tygodniu mam przejść na 100 mg, tak jak mi zalecił lekarz. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony widzę poprawę w myśleniu, z drugiej – ciało trochę wariuje, i to mnie stresuje. Nie wiem jeszcze, czy zostanę na tym leku, czy nie – chciałabym, ale muszę obserwować, co się będzie działo dalej. Pomyślałam, że może komuś to pomoże – wiem, że wiele osób tu czyta, zanim weźmie pierwszy raz tabletkę. Każdy organizm reaguje inaczej, ale warto wiedzieć, że nie wszystko jest od razu idealne. Trzeba się wsłuchiwać w siebie.

Zaczęłam brać Lamitrin, kiedy miałam bardzo silne lęki i lekką depresję. Nic nie działało – a próbowałam różnych leków przez długie miesiące. I nagle, po około miesiącu na Lamitrinie, coś się zaczęło zmieniać. Pojawiły się pierwsze chwile prawdziwej radości, takie malutkie przebłyski szczęścia. A teraz, po prawie dwóch latach brania tego leku, czuję się, jakbym żyła w zupełnie innej rzeczywistości. Oczywiście, nie jest idealnie – nadal mam czasami lęki, ale to już nie jest ten przytłaczający, paraliżujący strach, który nie pozwalał mi wyjść z domu czy zasnąć. Teraz to bardziej takie “normalne” napięcie, które jestem w stanie opanować. Znowu cieszę się na różne rzeczy, mam plany, marzenia, energię do działania. Jeśli ktoś tu zagląda, bo nie wie już, co robić i który lek spróbować, to naprawdę z serca mogę powiedzieć: warto dać Lamitrinowi szansę, zwłaszcza jeśli inne leki zawiodły. Tylko uważajcie na początek leczenia – trzeba wprowadzać bardzo powoli i obserwować skórę, bo może pojawić się wysypka. U mnie na szczęście nie było żadnych skutków ubocznych, wszystko przeszło gładko, ale lekarz mnie od razu uczulił, żeby być ostrożną. Dla mnie ten lek to był przełom. Serio. Nie jest może lekiem-cudem dla każdego, ale jeśli cię przytłacza życie i nic dotąd nie działało – może to właśnie będzie twój moment zwrotny. Mój taki był.