Moja córka brała Azimycin, bo miała infekcję oskrzeli – miała 22 lata, studiuje we Wrocławiu, więc wiadomo, młoda, imprezy, wszystko. I właśnie wtedy mieli jakiś bal wydziałowy. Zadzwoniła do mnie, czy może wypić jedno piwo. Ja jej powiedziałam: „Nie pij, dziecko, bo nie wiesz jak organizm zareaguje, a po co ci ryzyko?”. No ale wiadomo – mama to się nie zna, bo stara… Wypiła piwo i prosecco. I co? Cały następny dzień na kiblu, gorączka wróciła, a infekcja przeciągnęła się na dwa tygodnie.
Lekarz potem mówił, że antybiotyk mógł zadziałać słabiej, bo wątroba miała co robić z alkoholem, i nie było już tej skuteczności, co powinna.