Stary, skąd ja to znam… Człowiek chory, antybiotyk w garść, ale ledwo się lepiej poczuje, już się zastanawia, czy można wrócić do życia, czyli do piwka. Ja miałem podobną akcję parę miesięcy temu – Azycyna na zapalenie oskrzeli, trzy dni antybiotyku i akurat w piątek ostatnia tabletka. A w sobotę – urodziny kumpla, gdzie już wcześniej mówiłem, że na 100% będę. No i co zrobiłem? Wypiłem.
Pierwsze dwa piwa poszły gładko, myślę sobie: „Eee, spoko, przecież to makrolid, nie metronidazol, nie zabije mnie.” No i może faktycznie nie zabiło, ale po godzinie poczułem się jakby ktoś mnie walnął patelnią w łeb. Miałem zawroty głowy, było mi niedobrze, a brzuch skręcało jak po kebabie z budy, która powinna być zamknięta dekadę temu. Do tego doszło jakieś dziwne uczucie osłabienia, jakby mi się bateria rozładowała w połowie wieczoru.
Wróciłem do domu wcześniej niż planowałem, pół nocy czułem się paskudnie, a rano miałem takiego kaca, jakiego nie miałem nigdy w życiu, mimo że wypiłem naprawdę niewiele. I nie wiem, czy to przez ten miks antybiotyku i alkoholu, czy po prostu organizm był osłabiony po chorobie, ale wiem jedno – nigdy więcej nie piję od razu po antybiotyku.
Więc jeśli mogę ci coś doradzić: poczekaj chociaż te dwa-trzy dni. Organizm musi dojść do siebie, a Azycyna jeszcze chwilę działa w systemie. Serio, lepiej być na imprezie na trzeźwo, niż spędzić ją w łazience, przeklinając swoje wybory życiowe. Ale wiadomo, każdy robi, co uważa. Ja swoje przeżyłem i więcej się nie bawię w alko zaraz po antybiotykach.