Dwa dni temu byłem na antybiotyku – Amotaks, klasyczna amoksycylina, przepisana na zapalenie gardła. Normalnie nie piję, jak biorę leki, ale akurat była domówka u kumpla. Myślę sobie: jedno piwo do chipsów, no co może się stać?
No i tu zaczyna się dramat.
Po tym pierwszym piwie nie poczułem nic szczególnego, więc wjechało drugie. Potem trzecie. A potem stwierdziłem, że skoro już „trochę” piję, to może i jakieś wódeczki się skosztuje. No i jak to na imprezie – nagle zrobiło się wesoło, muzyka głośniejsza, znajomi fajniejsi, ja mądrzejszy. Do czasu.
Jakieś półtorej godziny po pierwszym piwie zaczęło się. Najpierw dziwne uczucie w żołądku, jakby mnie skręcało od środka. Potem przyszła fala gorąca i poty – nie takie standardowe, że człowiek się grzeje po alkoholu, tylko jakby mnie ktoś wrzucił do pieca hutniczego. Serce zaczęło mi walić jak szalone, a ja poczułem się jakbym wypił nie trzy piwa, tylko trzy butelki wódki na raz.
Oczywiście w międzyczasie byłem na poziomie filozofa wszechświata, bo w mojej głowie działy się rzeczy, których nie umiem nawet opisać. Wizje, retrospekcje z dzieciństwa, analiza sensu życia, wszystko naraz. Coś jak złe grzyby połączone z najgorszym kacem świata.
W końcu poszedłem do łazienki i tam się zaczęła prawdziwa masakra. Mój żołądek uznał, że jestem niewart życia, więc zrobił totalny reset systemu. Wymioty tak intensywne, że myślałem, że się odwrócę na lewą stronę. Jak już myślałem, że koniec, to zaczęło się drugie rozdanie – dreszcze, ból głowy, uczucie, jakbym był pijany i jednocześnie miał gorączkę 40 stopni.
W nocy koszmary. Budziłem się spocony, z suchością w ustach jak po tygodniu na pustyni, a głowa bolała mnie tak, że modliłem się o wybawienie.
Następnego dnia kac giganta, ale nie taki zwykły – jakby organizm miał mi za złe, że w ogóle istnieje. Ból mięśni, totalne zmulenie, zawroty głowy. Przez pół dnia leżałem w łóżku, myśląc, że to już mój koniec.
NIE RÓBCIE TEGO. Alkohol i Amotaks to duet gorszy niż najgorszy rozpad związku. Nigdy więcej. Jeśli macie pić na antybiotyku – przemyślcie to dwa razy, bo ja myślałem, że „jedno piwko” nie zaszkodzi. Szkodzi. I to jak.
Ktoś miał podobnie, czy tylko ja jestem tak głupi?