Jakbym czytała o sobie.
Pamiętam, jak zaczynałam przyjmować Glucophage, byłam strasznie zestresowana tym, czy mogę sobie pozwolić na coś słodkiego. Bałam się, że jak tylko zjem cokolwiek z cukrem, to od razu cukier mi skoczy, a cała terapia pójdzie na marne.
Na początku trzymałam się diety jak maniak. Żadnego cukru, żadnych słodyczy, nawet herbatę zaczęłam pić bez słodzików. Było to mega trudne, bo zawsze byłam fanką czekolady. Ale po kilku tygodniach poczułam, że takie restrykcje mnie przytłaczają – miałam wrażenie, że jedzenie przestało mi sprawiać przyjemność, a każde wyjście do znajomych kończyło się stresem, bo wszyscy coś podjadali, a ja siedziałam jak mnich.
W końcu postanowiłam podejść do tego na spokojnie. Zamiast odmawiać sobie wszystkiego, zaczęłam wybierać „mniejsze zło”. Na przykład, jeśli miałam ochotę na coś słodkiego, to sięgałam po gorzką czekoladę – dwa, trzy kawałki, i to wystarczało, żeby zaspokoić apetyt. Albo robiłam sobie domowe desery na bazie jogurtu naturalnego, owoców i odrobiny miodu.
Najbardziej bałam się, co pokaże glukometr po takim eksperymencie, ale ku mojemu zaskoczeniu cukier wcale nie zwariował. Okazało się, że jeśli jem coś słodkiego jako część większego posiłku – np. po obiedzie, w którym są białka i tłuszcze – to glukoza rośnie znacznie wolniej, niż gdybym zjadła to na pusty żołądek.
Teraz wiem, że wszystko jest kwestią balansu. Nie można pozwalać sobie na codzienne ucztowanie ze słodyczami, ale raz na jakiś czas – czemu nie? Dzięki temu czuję, że mogę normalnie funkcjonować, a jednocześnie nie sabotuję swojej terapii. Powiem Ci szczerze, że po pewnym czasie organizm się przyzwyczaja i ochota na cukier wcale nie jest już taka silna.
Spróbuj znaleźć coś, co będzie Cię satysfakcjonować, ale nie rozwali Twojej diety. Trzymam kciuki! 