No i wtedy usłyszałam – „najlepiej nie”. No dobra, ale życie to nie ulotka. Ja jak zwykła kobita – pracuję, dzieci mam, męża, czasem trzeba odreagować. Powiem Ci, że pierwsze miesiące byłam bardzo grzeczna, serio, nic. Zero. Potem były urodziny kolegi z pracy i wypiłam jedno piwo. I wiesz co? Nie poczułam się jakoś tragicznie, ale miałam dziwne uczucie – niby byłam „wyluzowana”, a jednak coś mnie od środka ściskało. Taki niepokój znikąd. No i sen… masakra. Leżałam, patrzyłam w sufit, przewracałam się z boku na bok, a rano jakby mnie walec przejechał.
Potem raz wypiłam lampkę wina z mężem przy kominku – romantycznie miało być, ale znowu: serce wali, jakby miało wyskoczyć. Nie wiem, może to psychosomatyczne, ale organizm już nie reagował tak jak dawniej.
I powiem Ci tak: to nie chodzi o to, czy można. Bo można. W sensie – nie wybuchniesz od lampki wina. Ale pytanie, po co? Ja w końcu sobie powiedziałam: „albo się leczę, albo szukam wymówek”. I nie chodzi o alkohol – chodzi o to, jak reaguję i czy mi to przeszkadza. Mi przeszkadzało.
Dzisiaj jestem pół roku po Nexpramie, wszystko się ustabilizowało. I jak czasem wypiję wino, to jest okej. Ale wtedy, w trakcie leczenia, to był jak dla mnie zły pomysł. Wiem, że życie towarzyskie, że się chce być normalnym. Ale lepiej być przez chwilę nudną niż wracać do punktu wyjścia.
Chcesz pić? Twoja decyzja. Ale miej świadomość, że może Ci to wszystko popsuć. A Ty jesteś teraz najważniejsza. Urodziny koleżanki będą co roku. Twój spokój psychiczny może się rozpaść w jeden wieczór.