Lek Diprolene, zawierający betametazon, jest czasami stosowany w celu leczenia stulejki, co jest stanem, w którym napletek nie może być łatwo pociągnięty z powrotem nad żołądź. Lekarze mogą zalecić topikalne stosowanie kortykosteroidów, takich jak Diprolene, jako leczenie nieoperacyjne stulejki.
Mam pytanie do mam, które stosowały maść sterydową, w naszym przypadku Diprolene. Jak długo i jak często smarowałyście nią siusiaka u swoich synów? Jakie zauważyłyście efekty?
U nas maść była stosowana przez około trzy tygodnie i przyniosła bardzo dobre rezultaty. Synek miał wtedy 10 miesięcy. Moim zdaniem, terapia maścią sterydową jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż konieczność przeprowadzania zabiegu chirurgicznego.
U nas maść była stosowana trzykrotnie, zgodnie z zaleceniami pediatry, a później także chirurga. Pierwszy raz smarowaliśmy przez dwa tygodnie – poprawa była widoczna, ale problem powrócił do wcześniejszego stanu. Drugi cykl trwał trzy tygodnie, niestety z podobnym efektem.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na wizytę u chirurga. Bardzo się tego obawiałam po przeczytaniu różnych opinii na forum, ale wszystko przebiegło zaskakująco dobrze. Lekarz szybko ściągnął napletek, a mój synek nawet tego nie zauważył – akurat śmiał się z czegoś i wychodząc z gabinetu, nadal był rozbawiony.
Chirurg zalecił smarowanie maścią co drugi dzień przez miesiąc. Od tego czasu, czyli od około 1,5 roku, problem nie powrócił.
Mój syn w marcu skończy 4 lata. Po bilansie dwulatka dostaliśmy skierowanie do chirurga, który podjął próbę ściągnięcia napletka pod narkozą. Niestety zabieg nie przyniósł żadnych rezultatów – syn płakał podczas procedury, prawdopodobnie z powodu niewystarczającego znieczulenia. Po tym zdarzeniu nie pozwalał się nawet dotknąć, a problem powrócił do stanu początkowego.
Kiedy dowiedziałam się o możliwości leczenia maścią, poczułam nadzieję, że może to być skuteczniejsze i mniej stresujące rozwiązanie. Teraz planuję wybrać się z synem do lekarza, aby skonsultować tę opcję.
Zostawcie dzieciom spokój z ich siusiakami! Oto nasza historia:
Niedawno byliśmy z naszym 2,5-latkiem u czterech różnych lekarzy z powodu przyklejonego napletka. Problem zaczął się, kiedy podczas kąpieli mąż zbyt mocno próbował naciągnąć skórkę. W efekcie w jednym miejscu napletek odkleił się na siłę i pękł, co wywołało u synka ogromny ból. Był przerażony, krzyczał, a przez kilka dni w ogóle nie chciał siusiać. Wszyscy lekarze, których odwiedziliśmy, mniej lub bardziej stanowczo skrytykowali nasze działanie, ostrzegając, że takie postępowanie może zaszkodzić dziecku. Uznali, że takie gwałtowne odklejenie może spowodować powstanie blizn, które w przyszłości mogą prowadzić nawet do konieczności obrzezania.
Byliśmy tego świadomi, bo mamy starszego syna, u którego napletek odsunął się samoistnie dopiero w wieku 6 lat, bez żadnej ingerencji. W jego przypadku podczas kąpieli delikatnie próbowaliśmy ściągać skórkę, ale tylko do momentu, kiedy nie sprawiało to bólu. Wystarczyło trochę cierpliwości i problem rozwiązał się naturalnie, bez jakichkolwiek zabiegów. Nasza pediatra, zaufana lekarka, która wcześniej uratowała życie naszemu starszemu synkowi, zawsze podkreślała, żeby nie manipulować siusiakiem na siłę, bo można jedynie zaszkodzić.
Teraz liczę, że w przypadku młodszego synka będzie podobnie. Ostatnio oglądało go kilku lekarzy, w tym dwóch chirurgów dziecięcych, i żaden nie sugerował potrzeby zabiegu. Skórka u malucha odsuwa się na razie tylko odrobinę, ale lekarze zalecili, abyśmy po kąpieli delikatnie, bez żadnego nacisku, próbowali ją poruszać. Mam nadzieję, że z czasem wszystko ureguluje się samo.