Ja to jestem stara dusza, wiele już w życiu przeszłam, ale depresja po śmierci męża to mnie naprawdę dobiła. Zaczęłam brać Eliceę z polecenia psychiatry, jak już nie mogłam jeść, spać, funkcjonować. Pierwsze dni? Koszmar. Miałam wrażenie, że serce mi wyskoczy z piersi, myśli jeszcze gorsze niż przed lekiem. Ale trzymałam się, bo córka mi powtarzała: „Mamo, to tylko początek”.
I rzeczywiście – po 2–3 tygodniach było trochę lepiej, a po 6 tygodniach byłam już w stanie posprzątać mieszkanie, ugotować coś, wyjść na zakupy bez płaczu. U mnie to było jak wchodzenie po schodach z ołowianymi butami, ale z każdym dniem coraz lżej.
Dziś? Jestem innym człowiekiem. Uśmiecham się. Jeżdżę autobusem do biblioteki. I czuję, że warto było się przemęczyć. Trzymaj się, kochana. Nie odpuszczaj – nawet jeśli jest ciężko. Bo będzie lepiej, tylko trzeba poczekać.