Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem kremu Aldara (imiquimod) w leczeniu kłykcin kończystych, rogowacenia słonecznego lub raka podstawnokomórkowego? Czy zauważyliście realną poprawę stanu skóry, zanik zmian, nawroty lub inne efekty? Jak przebiegała kuracja – czy pojawiły się silne reakcje miejscowe, jak zaczerwienienie, pieczenie, obrzęk, owrzodzenia albo łuszczenie się skóry? A może wystąpiły skutki ogólne, jak np. zmęczenie, bóle głowy czy objawy grypopodobne? Wasze opinie mogą być bardzo cenne dla osób, które dopiero rozważają terapię Aldarą, mają wątpliwości co do jej działania albo obawiają się skutków ubocznych.
Ten lek to magia! Ale proszę, uważnie przeczytaj to, co mam do powiedzenia, bo może Ci to oszczędzić masy problemów. Nie nakładaj za dużo kremu! To naprawdę ważne – nie musisz zużywać całej saszetki. Ja miałam dwie brodawki w okolicach intymnych, na bardzo wrażliwej skórze. Nie sprawiały mi bólu ani swędzenia, ale bałam się, że się rozsieją w inne miejsca.
Wzięłam patyczek kosmetyczny i nałożyłam bardzo cienką warstwę kremu – dosłownie kropelkę – tylko na same zmiany. Wcierałam krem do momentu, aż całkowicie zniknął i nie było śladu po białej mazi. Potem starałam się odczekać chwilę, aż skóra wyschnie, żeby krem nie przeniósł się przypadkiem na inne okolice pochwy.
Saszetkę wyrzuciłam od razu po otwarciu – nie zostawiaj jej „na później”! Lek jest silny i nie powinien być przechowywany po otwarciu.
I teraz najlepsze – jedna z brodawek odpadła po jednym dniu. Serio! Patrzyłam na to z niedowierzaniem, bo nawet nie sądziłam, że efekt przyjdzie tak szybko. U mnie Aldara zadziałała świetnie – mam nadzieję, że i u Ciebie pomoże bez żadnych szalonych skutków ubocznych. Trzymam kciuki!
Na wstępie muszę uczciwie powiedzieć: czeka Cię naprawdę ciężkie 16 tygodni (albo i dłużej). Nie ma co owijać w bawełnę – leczenie Aldarą potrafi dać w kość, fizycznie i psychicznie. Najważniejsza zasada, którą zrozumiałem po czasie: mniej znaczy więcej. Jeśli dasz za dużo kremu – będzie gorzej, nie lepiej. Brodawki zanim zaczną znikać, najpierw się zaostrzają – wyglądają jakby się powiększały, pojawiają się strupki, nadżerki. To znak, że organizm zaczyna je zwalczać.
Unikaj seksu za wszelką cenę. Piszę to, bo sam nie wytrzymałem – trzy razy w trakcie leczenia doszło do stosunku i potem cierpiałem przez rany i otarcia, które zrobiły się przez tarcie. Ból był nie do opisania. Jeśli naprawdę musisz, to może delikatna masturbacja bez podrażniania zmian – czasem się da, ale lepiej być ostrożnym.
Gdy pojawiły się owrzodzenia, bardzo pomogło mi Lignocainum 2% w żelu – miejscowo znieczula, wystarczy dosłownie kropla, żeby złagodzić ból. Staraj się też czyścić okolice 2 razy dziennie. Jeśli masz otwarte rany, polewaj je letnią lub lekko chłodną wodą, nawet jeśli piecze – lepiej znieść chwilowy dyskomfort niż złapać infekcję.
Jeśli naprawdę źle się dzieje – możesz przerwać leczenie na tydzień, pozwolić skórze się zregenerować, a potem kontynuować. Ja sam musiałem robić przerwy trzy razy z powodu bardzo bolesnych ran. To nic złego – skóra też potrzebuje czasu.
Na koniec chcę Ci powiedzieć jedno: nie poddawaj się. U mnie dopiero po 13 tygodniach zaczęło się dziać coś konkretnego. Teraz jestem przy 16. tygodniu i praktycznie wszystko zniknęło. To trudne, bolesne i wymaga cierpliwości, ale jeśli wytrwasz – naprawdę warto.
Stosowałem Aldarę przez 3 tygodnie według schematu: 5 dni aplikacji, 2 dni przerwy, i tak w kółko. Przebieg leczenia był dosyć typowy – w pierwszym tygodniu pojawiły się zmiany przypominające pryszcze, w drugim zaczęły pękać i sączyć się, a w trzecim wszystko zaczęło zasychać i goić się.
Tak, bolało – momentami piekło, skóra była bardzo wrażliwa, ale nie był to ból nie do zniesienia. Lek działa perfekcyjnie – zmiany znikają całkowicie, a skóra wraca do zdrowia. Miałem też objawy ogólne – gorączkę, senność, bóle głowy – ale mimo wszystko uważam, że było warto.
Od pięciu lat stosuję Aldarę raz w roku, głównie na problemy skórne na twarzy (m.in. zmiany przedrakowe). Dla mnie to sprawdzony sposób na pozbycie się niepokojących zmian, zanim przekształcą się w coś poważniejszego.
Stosowałem Aldarę przez około 10 tygodni z powodu brodawek odbytu oraz jednej na kroczu. Efekty nie były takie, jakich się spodziewałem – skóra wokół odbytu zrobiła się bardzo czerwona, piekąca i podrażniona, ale same brodawki nie znikały ani nie zmieniały się specjalnie pod względem wyglądu. Byłem wtedy trochę sfrustrowany, bo miałem nadzieję na szybszy efekt.
Ale co ciekawe – po około 3 miesiącach od zakończenia stosowania leku, kiedy nie używałem już niczego (byłem wtedy w podróży i nie miałem dostępu do Aldary), zauważyłem, że wszystkie brodawki zaczęły znikać same. To, co wtedy zrozumiałem – Aldara nie działa jak “spalacz” czy “maść korozyjna”, tylko wspomaga układ odpornościowy, żeby organizm sam poradził sobie z wirusem HPV.
I tutaj ważna rzecz: HPV to nie wyrok na całe życie! W sieci wciąż krąży masa przestarzałych informacji, które tylko straszą. Ale ten wirus nie jest trwały – zdrowy organizm potrafi się go pozbyć. Tak powiedział mi zresztą mój dermatolog – jeśli jesteś zdrowy, prędzej czy później organizm sam oczyści się z wirusa. W moim przypadku wirus inkubował przez około 6 miesięcy, zanim w ogóle pojawiły się objawy.
Jeśli ktoś ma obniżoną odporność, to niestety ten proces może być trudniejszy i dłuższy. Warto też wiedzieć, że krioterapia usuwa tylko widoczne brodawki, natomiast Aldara działa głębiej – mobilizuje układ odpornościowy do walki z zakażeniem u podstaw.
Wiem, że początki są trudne, pojawia się wstyd, złość, załamanie. Ale to minie – naprawdę. Jeśli to czytasz i właśnie zaczynasz swoją walkę z HPV – trzymaj się, dasz radę.
Stosuję Aldarę od tygodnia. Pierwsza aplikacja przebiegła całkiem dobrze – zero bólu, żadnych objawów, więc miałam nadzieję, że tak już zostanie. Nakładam krem co drugi dzień na noc, tylko na zmienione miejsce – w moim przypadku to okolice warg sromowych. Już po pierwszym razie poczułam się bardzo zmęczona następnego dnia, ale wtedy wydawało mi się, że to przypadek.
Potem niestety wszystko się nasiliło. Ból zrobił się nie do zniesienia – nie mogłam spać przez całe noce, bo skóra tak piekła, że kręciłam się w łóżku z wyciem. Dodatkowo zaczęły się pojawiać różowe nadżerki i podrażnienia także w miejscach, które wcześniej były zdrowe. Przestrzeń między udami a pochwą wygląda teraz jak piekące, sączące się zmiany przypominające egzemę. Skóra cieniutka, wrażliwa, jakby schodziła.
Ale – i tu najważniejsze – mimo tego całego cierpienia krem działa cuda. Po tygodniu zniknęło ok. 70% brodawek. Zostały tylko te największe, najbardziej oporne, ale i one powoli się kurczą. Czy warto znosić ten ból? Moim zdaniem – tak. Nadal stosuję krem, mimo że płaczę z bólu i nie mogę usiedzieć, bo jestem zdeterminowana, żeby pozbyć się tego cholerstwa raz na zawsze. Jeśli ktoś nie toleruje bólu – to nie dla niego, ale jeśli jesteś typem “twardzielki”, która nie odpuszcza – warto spróbować.
Mam nadzieję, że komuś to pomoże – to moja szczera, osobista relacja.
To już piąty raz, kiedy stosuję Aldarę. Wcześniej leczyłam nią trzy rakowe zmiany BCC (rak podstawnokomórkowy twarzy) oraz dwa miejsca z podejrzeniem zmian przedrakowych. Mam zasadę, że domagam się biopsji od razu, gdy tylko zauważę jakąkolwiek drobną, niegojącą się zmianę skórną – i jak dotąd nigdy się nie pomyliłam.
Za każdym razem wygląda to podobnie: przez pierwsze dwa tygodnie nie dzieje się zupełnie nic, a potem nagle następuje totalna reakcja. Zaczyna się ból, sączące się zmiany, które potrafią mieć nawet 2 cm średnicy – bez opatrunku nie da się spać. Wyglądam wtedy jak trędowata, ale wiem, że to część procesu.
Przy tej ostatniej kuracji doświadczyłam czegoś więcej – potężne bóle głowy, bóle stawów, brzucha, ogólne osłabienie jak przy grypie, które zaczęły się w trzecim tygodniu i ciągną się bez przerwy. Mimo to nigdy żadna ze zmian nie wróciła, a co więcej – nie mam absolutnie żadnych blizn. Gojenie po odstawieniu leku przebiega błyskawicznie – wszystkie rany znikają w ciągu około dwóch tygodni.
Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość – pełna regeneracja skóry trwa 2–4 miesiące, zanim wszystko zgrubieje i wyrówna się do normalnego stanu. Jestem obsesyjnie dokładna w stosowaniu kremów z filtrem, zwłaszcza na miejscach wcześniej leczonych. Leczenie nie należy do przyjemnych, a koszt jednej kuracji w USA to nawet 400 dolarów, co też nie jest bez znaczenia. Ale efekty? Za każdym razem – perfekcyjne.
Aldara działa naprawdę skutecznie. Oto kilka moich porad z własnego doświadczenia:
– Stosuj tylko 3 razy w tygodniu – jeśli pojawi się zbyt silny ból lub pieczenie, zmniejsz częstotliwość.
– Na samym początku kuracji nakładaj naprawdę minimalną ilość kremu – najlepiej końcówką patyczka kosmetycznego, punktowo, tylko na każdą brodawkę. Dopiero gdy skóra przyzwyczai się do leku, można dodać odrobinę więcej – ale wciąż bardzo oszczędnie.
– Dyskomfort jest normalny. Żeby złagodzić podrażnienia: używaj chusteczek dla niemowląt zamiast papieru toaletowego i kup sobie delikatny żel do higieny intymnej. Ja podczas kuracji brałam dwa prysznice dziennie, żeby cały czas utrzymać okolicę czystą. W nocy nie zakładałam piżamowych spodni, żeby uniknąć kontaktu kremu ze zdrową skórą.
– Ból jest do wytrzymania, ale krem może w nocy poparzyć zdrową skórę, gdy brodawki ocierają się o nią z nałożonym lekiem. Dlatego warto nakleić na noc małe plasterki ochronne naprzeciw zmian, żeby ograniczyć tarcie.
– W ciągu dnia bywa, że mocno swędzi, ale trzeba się czymś zająć i nie skupiać na tym.
– I najważniejsze: bądź pozytywnie nastawiony. Zdrowa dieta, rzucenie palenia i ktoś bliski, kto wesprze – bardzo pomagają.
Miałam 6 brodawek płciowych – po 2 tygodniach 5 z nich zniknęło całkowicie. Ostatnia ledwo widoczna, jeszcze ją leczę. Naprawdę warto spróbować. Powodzenia! Trzymaj się!
Cieszę się, że mogę napisać, iż nie doświadczyłam praktycznie żadnych skutków ubocznych poza może delikatną wrażliwością w miejscu, gdzie aplikowałam krem. Moja rutyna wyglądała tak, że brałam prysznic wieczorem przed snem, odczekiwałam ok. 10 minut, aż skóra całkowicie wyschnie, a następnie nakładałam odrobinę wazeliny wokół zmian, aby chronić zdrową skórę. Potem bardzo delikatnie wcierałam malutką ilość Aldary bezpośrednio na brodawki.
Rano od razu po przebudzeniu zmywałam dokładnie krem letnią wodą i mydłem. Dodatkowo codziennie brałam witaminy, żeby jeszcze bardziej wspomóc układ odpornościowy. Na początku byłam zestresowana, bo nic się nie działo i nie czułam żadnych objawów, więc obawiałam się, że lek nie działa. Ale po drugiej aplikacji brodawki zaczęły szybko się zmniejszać. Po trzeciej dawce małe zniknęły całkowicie, a jedna średnia prawie się wchłonęła.
Ważne: stosuj naprawdę małą ilość kremu – mój lekarz powiedział, że każdą saszetkę należy zużyć tylko raz i resztki wyrzucić, nawet jeśli coś zostało.