Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem Macmiror Complex 500 w leczeniu infekcji intymnych? Czy lek pomógł Wam skutecznie pozbyć się dolegliwości takich jak swędzenie, pieczenie, upławy czy nieprzyjemny zapach? Po ilu dniach zauważyliście poprawę? Czy pojawiły się jakieś skutki uboczne – np. podrażnienie, suchość, uczucie pieczenia po aplikacji globulki? Czy któraś z Was miała nawroty po zakończeniu leczenia? A może ktoś stosował ten lek w parze z innymi preparatami, np. doustnym antybiotykiem lub probiotykiem dopochwowym?
Wasze opinie mogą pomóc osobom, które dopiero zaczynają terapię Macmirorem albo zmagają się z nawracającymi infekcjami i szukają czegoś skutecznego.
Stosowałam Macmiror Complex 500, bo słyszałam, że ma bardzo dobre opinie i że pomaga zapobiegać nawrotom na dłużej. U mnie kuracja wyglądała trochę niestandardowo – najpierw 5 globulek, potem przerwa na okres i dopiero po nim kolejne 4 sztuki.
Ciężko więc jednoznacznie ocenić jego skuteczność w pełnym leczeniu. Na pewno objawy się złagodziły – pieczenie i swędzenie minęły, ale czy infekcja została całkowicie wyleczona, tego nie wiem, bo nie robiłam żadnych badań kontrolnych.
To wszystko zależy od tego, jakie dokładnie bakterie powodują infekcję. Macmiror Complex 500 działa bardzo dobrze na przerost bakterii takich jak Gardnerella, Bacteroides, no i oczywiście na grzyby (Candida). Ale jeśli ktoś ma zakażenie np. bakteriami kałowymi, jak E. coli czy Enterococcus, to już niekoniecznie zadziała.
Ja stosowałam Macmiror i w moim przypadku się sprawdził, ale miałam tylko grzybicę. Co prawda później jeszcze kilka razy wracały podobne objawy, ale to już nie był nawrót tej samej infekcji, tylko kolejne epizody.
U mnie kluczowe okazało się zadbanie o profilaktykę – lekarz powiedział, że mam niedobór pałeczek kwasu mlekowego i to sprzyjało nawrotom. Jak tylko zaczęłam regularnie brać probiotyk ginekologiczny, to problemy ustąpiły.
U mnie Macmiror Complex 500 + doustny antybiotyk pomogły na gronkowca złocistego, więc jak dla mnie te globulki naprawdę dają radę. Wtedy wystarczyło mi jedno opakowanie – 12 globulek – i problem się rozwiązał.
Teraz mam znowu dylemat… Wyszła mi E. coli, ginekolożka znowu przepisała Macmiror, ale nie powiedziała czy mam brać 6 czy 12 globulek. W aptece od razu wykupiłam 12, ale szczerze – trochę już jestem zmęczona tymi żółtymi plamami na bieliźnie i uczuciem dyskomfortu. Wczoraj zużyłam szóstą globulkę i postanowiłam przerwać, ale teraz mam wątpliwości, czy 6 to nie za mało na E. coli?
Do lekarza idę dopiero za tydzień, więc zastanawiam się – czy takie samodzielne skrócenie kuracji nie sprawi, że leczenie będzie nieskuteczne? Może ktoś był w podobnej sytuacji i wie, czy przy E. coli wystarcza 6 globulek, czy lepiej jednak dokończyć całe opakowanie?
Szczerze? Lepiej byłoby, gdybyś wzięła całe 12 globulek – to zawsze pewniejsze leczenie, zwłaszcza że E. coli potrafi być uparta i trudna do wytępienia. Wiem, że Macmiror paskudnie brudzi i te żółte plamy potrafią człowieka wykończyć, ale naprawdę warto dotrwać do końca kuracji.
A jeśli już nie masz siły, to chociaż sięgnij po probiotyk ginekologiczny, np. Lacibios Femina albo coś podobnego. Pomoże odbudować florę bakteryjną i może wspomóc działanie Macmiroru.
I tak na marginesie – pamiętaj, że E. coli to bakteria kałowa, więc podcieranie zawsze od przodu do tyłu, nigdy odwrotnie. To niby banał, ale wiele dziewczyn się na tym łapie i potem infekcje nawracają. No i dobrze też się podmywać letnią wodą (bez żadnych agresywnych żeli), szczególnie w trakcie leczenia.
Byłam kiedyś prywatnie u ginekolożki – to było gdzieś pod koniec 2023 albo na początku 2024, już dokładnie nie pamiętam. Cytologia wtedy wyszła II grupa, więc niby wszystko w normie, ale doktor przepisała mi Macmiror Complex w maści dopochwowej. No i co? Otworzyłam opakowanie, zobaczyłam ten aplikator, przestraszyłam się (byłam młodsza, mniej ogarnięta) i… lek trafił na dno szuflady.
Leży tam do dziś. Data ważności niby do lutego 2025, więc jeszcze się „mieści”, a ja się zaczęłam zastanawiać – może by go teraz zużyć? Tak po prostu, żeby się nie zmarnował. Nie mam teraz żadnych konkretnych objawów, ale też nie mam pewności, czy w środku wszystko jest OK. Ulotkę przeczytałam dokładnie, Internet przeszukałam, ale nigdzie nie ma info, czy po otwarciu ta maść się jakoś „przedawnia”.
Zastanawiam się, czy użyć jej teraz – może chociaż zadziała profilaktycznie? Miesiączka ma się pojawić za 1–3 dni, więc może akurat bym zdążyła. Do ginekolożki i tak się wybieram niedługo, pewnie będzie zlecać cytologię, więc będę miała pełen obraz.
Co sądzicie o takim pomyśle, żeby teraz „dokończyć” tę maść? Czy to ma sens, czy już lepiej nie ryzykować i po prostu wyrzucić? Ktoś był może w podobnej sytuacji i używał Macmiroru po dłuższym czasie od otwarcia?
Jeśli na ulotce nie ma informacji, że lek należy zużyć w określonym czasie po otwarciu, to zazwyczaj oznacza, że do końca daty ważności jest on bezpieczny w użyciu – pod warunkiem, że był przechowywany zgodnie z zaleceniami. Więc technicznie rzecz biorąc, można go stosować, skoro masz go jeszcze w terminie.
Ale szczerze? Nie polecałabym go teraz używać, skoro i tak niedługo wybierasz się do ginekologa. Jeśli rzeczywiście masz jakąś infekcję, to Macmiror może tylko na chwilę złagodzić objawy, które do czasu wizyty po prostu znikną. Lekarz nie będzie wtedy miał pełnego obrazu – może nic nie wyjść w badaniu, a problem wróci z podwójną siłą.
Do tego dochodzi kwestia cytologii – jeśli planujesz ją robić, to nie powinno się wcześniej leczyć ani stosować żadnych leków dopochwowych, bo może to zafałszować wynik. Cytologia może wtedy nie odzwierciedlać faktycznego stanu śluzówki, a ewentualne zmiany zostaną „zamaskowane” przez lek.
Lepiej uzbrój się w cierpliwość, poczekaj na wizytę i wtedy zacznij leczenie, jeśli lekarz uzna, że jest potrzebne. Wtedy będziesz mieć pewność, że wszystko idzie zgodnie z planem i nie kombinujesz na ślepo.