Mam wrażenie, że coś było ze mną nie tak odkąd tylko pamiętam. Ta moja depresja… chyba po prostu stała się dla mnie czymś „normalnym”, jakby była moim domyślnym stanem od lat. Nawet o tym nie wiedziałam – tylko to poczucie, że coś jest nie tak ze mną, że życie jakoś mnie omija. Dopiero kiedy rozpadł się mój związek – bardzo dla mnie ważny – coś we mnie pękło. To był ten moment, kiedy zrozumiałam, że naprawdę potrzebuję pomocy. Strata tej osoby bolała tak bardzo, że nie mogłam już tego dalej ignorować.
Pewnie jest coś w tym, że ludzie pojawiają się w naszym życiu z jakiegoś powodu – nawet jeśli tylko na chwilę. Tamta relacja uświadomiła mi, jak bardzo jestem pogubiona. Po miesiącach (a może nawet latach) przeszukiwania internetu, robienia testów online, prób zrozumienia siebie, w końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do lekarza. Po kilku wizytach przepisał mi Rexetin i powiedział, że to może być pierwszy krok w dobrą stronę.
Moja depresja nie wygląda „typowo”. Chodzę do pracy, uśmiecham się, rozmawiam z ludźmi, robię wszystko jakby „normalnie” – ale w środku jestem kompletnie rozsypana. Czytałam o czymś takim – to się nazywa „smiling depression”. Nikt nie widzi, że codziennie walczę z negatywnymi myślami, lękiem, paraliżującym zwątpieniem w siebie i przytłaczającym smutkiem. Czuję się winna, odsuwam się od bliskich, czasem po prostu zaczynam płakać – bez powodu, bez ostrzeżenia. Udaję, że jestem silna, ale za tą maską jestem wrakiem.
Nigdy nie czułam, że gdzieś pasuję. Jakby moje miejsce było zawsze „obok”, jakbym stała w cieniu samej siebie. Patrzę na innych i zastanawiam się, jak to jest po prostu być szczęśliwym. Nigdy nie umiałam nikomu naprawdę powiedzieć, jak się czuję. Dopiero od jakiegoś roku zaczęłam naprawdę przyjmować do wiadomości, że coś jest nie tak – i że nie jestem w stanie naprawić tego sama.
Czuję się tak już tak długo, że nie wiem, jak wygląda „normalność”. Straciłam przez to dwie ważne relacje – przez niską samoocenę, brak pewności siebie i to moje wieczne oczekiwanie, że druga osoba i tak odejdzie. Pokazywałam im, że nie jestem warta miłości. I to boli najbardziej – świadomość, że gdybym była silniejsza psychicznie, mogłabym ocalić coś dobrego.
Wiem, że mam w sobie siłę, by coś zmienić. Inni ją we mnie widzą, tylko ja sama czuję się jak więzień własnego umysłu i ciała. Mam problemy z koncentracją, wieczne niezdecydowanie, zanik motywacji. I tak się zastanawiam – co właściwie mogę oczekiwać po Rexetinie? Czy jest szansa, że odzyskam trochę pewności siebie, energii, siły do działania?
Wiem, że to ja muszę w końcu coś zmienić. Ale nie chcę już marnować kolejnych lat życia. Mam wrażenie, że ostatnie pięć lat nie żyłam naprawdę. Tylko dryfowałam przez dni. Nie wiem, co ten lek dla mnie zrobi – i trochę się tego boję – ale też wiem, że muszę coś zrobić, bo dłużej już tak nie chcę. Dzięki, że przeczytałaś to do końca.