Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Sastium (sertralina) w leczeniu depresji, stanów lękowych, OCD lub PTSD? Czy zauważyliście poprawę nastroju, redukcję lęku, lepszy sen, większy spokój w codziennym funkcjonowaniu? A może pojawiły się skutki uboczne – takie jak nudności, zawroty głowy, bezsenność, senność, problemy z libido albo uczucie otępienia? Interesują mnie Wasze realne wrażenia – zarówno te pozytywne, jak i trudniejsze momenty związane z terapią. Może ktoś miał też doświadczenia ze zmianą dawki albo z odstawieniem? Każda opinia może pomóc komuś, kto dopiero rozważa rozpoczęcie leczenia Sastium.
Biorę Sastium już od około 5 miesięcy i obiecałam sobie, że wrócę tu i zostawię swoją opinię – bo sama na początku szukałam takich historii. Szczerze mówiąc, na starcie byłam bardzo sceptyczna. Wydawało mi się, że żadne leki nie są w stanie pomóc przy moim OCD i lękach. Myślałam, że to po prostu część mnie, z którą muszę żyć. Ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć jedno – moje obsesyjne myśli i ciągłe analizowanie wszystkiego znacznie się zmniejszyły.
Nie jestem już przytłoczona przez przypadkowe myśli, które wcześniej potrafiły męczyć mnie godzinami i wywoływały fizyczny niepokój. Zaczynałam od dawki 50 mg, stopniowo zwiększając do 150 mg, i to właśnie przy tej dawce zaczęłam zauważać realną zmianę w myśleniu. Wcześniej miałam wrażenie, że moje myśli mnie kontrolują – teraz to ja nad nimi panuję.
Oczywiście, pierwszy miesiąc był trudny. Lęk się chwilowo nasilił, apetyt zniknął, pojawiło się duże zmęczenie i brak energii. Z czasem lęk zaczął się wyciszać, apetyt wrócił, a zmęczenie trochę zelżało, choć nadal czasem się pojawia. Nie ma nagłego „klik” – to raczej powolna zmiana, która nie sprawia, że świat staje się różowy, ale za to przestajesz chcieć sobie wyrwać włosy z głowy przez natłok niekontrolowanych myśli.
Jeśli ktoś się zmaga z podobnymi rzeczami – szczególnie z OCD i lękami – to z czystym sumieniem polecam Sastium. Nie jest idealnie, ale jest o niebo lepiej niż było. Dla mnie to ogromna różnica.
Aktualnie jestem na dawce 50 mg Sastium. Początek był okropny – naprawdę. Pierwszy, drugi miesiąc to był koszmar, totalna huśtawka emocji, niepokój, rozkojarzenie, czasem aż chciało się to rzucić. Ale naprawdę – z czasem jest lepiej, obiecuję. Mnie bardzo pomogło czytanie pozytywnych opinii innych osób – dawały mi nadzieję i zaufanie, że i u mnie to się unormuje. Dziś czuję, że wracam do siebie.
Moje emocje są może trochę przytłumione, ale możliwe, że to po prostu pierwszy raz w życiu czuję się stabilnie, a nie jestem przyzwyczajona do takiego stanu. Wcześniej byłam jak na karuzeli – raz euforia, za chwilę załamanie. Myślałam, że tak wygląda normalność. Zmagałam się z silnym lękiem – byle sytuacja potrafiła mnie zablokować, wpadałam w spirale myślowe, które paraliżowały mnie na godzinę przy najprostszych rzeczach.
Teraz, kiedy lek już się „ułożył” w organizmie, mam wrażenie, że nie jestem już w stanie spiralować. Naprawdę. Wszystko wydaje się możliwe. Ten wewnętrzny opór przed rozpoczęciem farmakoterapii był ogromny, ale cieszę się, że go pokonałam. Poza lekiem bardzo pomogły mi też joga, medytacja i regularna terapia – to nie jest tylko kwestia tabletki, to cały proces.
Minęło 5 miesięcy na Sastium (czyli sertralinie) i mogę powiedzieć, że czuję się najlepiej psychicznie od bardzo dawna, a może nawet w całym życiu. Dodatkowo zauważyłam, że lek złagodził mi objawy PMS – wcześniej to był dramat, a teraz przed okresem nie mam aż takich emocjonalnych zjazdów. Z czystym sumieniem poleciłabym ten lek każdemu, kto zmaga się z przewlekłym lękiem i nie wie, od czego zacząć.
Ten lek dosłownie uratował mi życie. Jeśli zaczynasz brać Sastium, daj mu czas, żeby zadziałał. NIE PRZERYWAJ leczenia tylko dlatego, że początek bywa trudny. U mnie pierwsze dwa tygodnie były naprawdę ciężkie – miałam lęki, rozdrażnienie, czułam się dziwnie. Ale już po trzecim tygodniu skutki uboczne zaczęły się wyciszać, a gdzieś między 6. a 8. tygodniem miałam wrażenie, że wracam do siebie. Byłam w głębokiej depresji, z silnym lękiem, i sama kiedyś uważałam, że SSRI to zło – a jednak się myliłam. Działają, tylko trzeba znaleźć ten właściwy dla siebie i dać mu szansę.
Ale też – sam lek to nie wszystko. Traktuję go jak narzędzie, a nie magiczną pigułkę. Zaczęłam ćwiczyć codziennie, odstawiłam alkohol, zwróciłam uwagę na jedzenie i rytm dnia. Leki, ruch, dieta – to razem robi różnicę. Piszę to, bo może ktoś to przeczyta będąc w bardzo ciemnym miejscu. Trzymaj się. Da się z tego wyjść.
Biorę Sastium od ponad 28 lat – i przez cały ten czas miałam naprawdę niewiele skutków ubocznych. Owszem, zdarza się, że jeśli zapomnę przyjąć lek przez kilka dni, pojawiają się takie jakby elektryczne impulsy w głowie – bardzo nieprzyjemne uczucie. Czasami mam też chwilowe piszczenie w uszach i zdarzają się spadki nastroju, ale mimo wszystko – lek bardzo pomaga w atakach paniki.
W moim przypadku to była decyzja oczywista – albo brać lek i żyć względnie stabilnie, albo co chwilę wpadać w stany lękowe, które potrafiły mnie całkowicie sparaliżować. Kiedyś próbowałam kilku innych leków – to było na samym początku, prawie trzy dekady temu – i żaden nie działał tak dobrze jak sertralina. Dlatego z pełnym przekonaniem polecam Sastium każdemu, kto zmaga się z lękami lub atakami paniki. Może nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale zdecydowanie poprawia jakość życia.
Mam zdiagnozowane zaburzenia lękowe uogólnione, napady paniki i OCD. I muszę powiedzieć jedno: Sastium naprawdę zmienił moje życie. Zanim zdecydowałam się na jakiekolwiek leczenie farmakologiczne, próbowałam wszystkiego – od technik oddechowych, przez medytację, aż po różne formy terapii. Ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że to nie tylko kwestia psychiki, ale też chemii mózgu – i że to w porządku potrzebować leku.
Pamiętam lęk, jaki miałam zanim w ogóle wzięłam pierwszą tabletkę – dosłownie mnie paraliżował. Ale dziś, z perspektywy czasu, widzę jak bardzo ta decyzja była dla mnie przełomowa. Lek, w połączeniu ze zmianą stylu życia, terapią i nawet prostymi ćwiczeniami ciała jak rozciąganie somatyczne, pomógł mi odzyskać kontrolę nad sobą. Zaczynałam od 25 mg Sastium, potem przeszłam na 50 mg, i to okazała się dla mnie optymalna dawka – nie za dużo, nie za mało, idealnie w punkt.
Tak, trzeba dać mu czas – efekty nie przychodzą od razu, ale warto wytrwać. U mnie lęk i panika stały się znacznie bardziej znośne, a momenty kryzysowe nie są już końcem świata. Jeśli jesteś osobą, która – tak jak ja kiedyś – czytała setki opinii dziennie i wahała się tygodniami, to wiedz, że nie jesteś sama. I może warto po prostu spróbować. Najgorsze co się stanie – to że lek nie zadziała i poszukasz innej opcji. Najlepsze – że odzyskasz swoje życie.
Ten lek to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć. Przez całe życie zmagałam się z lękiem – tak głębokim, że głos mi drżał, kiedy tylko musiałam się odezwać. Bałam się odezwać na spotkaniach w pracy, czułam się, jakby wszyscy mnie oceniali. Niby się uśmiechałam, zawsze uprzejma, zawsze miła… ale pod tym uśmiechem kryło się mnóstwo wstydu, niepewności i napięcia. Sastium mnie uratowało – naprawdę.
Biorę 25 mg od roku i czuję się jak nowa osoba. Mam poczucie, że już nie żyję w cieniu opinii innych ludzi, nie analizuję co ktoś o mnie pomyśli, nie duszę się w środku z nerwów. Ten lek dał mi pewność siebie, której wcześniej nie znałam. Co najlepsze – nie miałam żadnych skutków ubocznych, kompletnie nic. Głos już mi nie drży. Nie unikam rozmów. Jestem sobą.
Zanim się zdecydowałam, czytałam tu dziesiątki opinii, żeby się przekonać, że warto – i dziś sama piszę, że warto spróbować. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i poczuje choć odrobinę nadziei. Bo naprawdę – można z tego wyjść.
Pierwsze tygodnie na Sastium to była taka sinusoida – raz lepiej, raz gorzej. Nie było tragicznie, ale też na pewno nie było dobrze. Po miesiącu zwiększyłam dawkę do 50 mg i na niej jestem już od roku. I muszę przyznać, że ogólnie jestem zadowolona z efektów, jeśli chodzi o depresję i wahania nastroju – czuję, że jestem bardziej stabilna emocjonalnie i chyba też łagodniejsza dla siebie i innych.
Jeśli chodzi o OCD i lęki, to wciąż nie są pod pełną kontrolą, ale zdaję sobie sprawę, że terapeutyczna dawka dla tych zaburzeń często jest znacznie wyższa, więc możliwe, że będę musiała niedługo znów podnieść dawkę. Na razie obserwuję i czekam.
Jeśli chodzi o skutki uboczne, to najbardziej dokuczają mi problemy ze snem – miałam bezsenność już wcześniej, a teraz się trochę nasiliła. Do tego zaciskanie szczęki (szczególnie w nocy) i większa potliwość, zwłaszcza przy cieplejszej pogodzie – stałam się też bardziej wrażliwa na wysokie temperatury.
Mimo wszystko bilans jest na plus. Nie czuję się idealnie, ale czuję się sobą – tylko w bardziej opanowanej wersji.
Jestem jedną z tych mam, które z desperacją przeszukiwały internet, szukając opinii o tym leku, licząc na ulgę w paraliżującym lęku poporodowym i napadach paniki. Trafiłam na Sastium (czyli sertralinę) i biorę go teraz dokładnie od 12 tygodni – i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że ta decyzja zmieniła moje życie.
Objawy zaczęły się krótko po porodzie – PPA przyszło nagle i mocno, ale długo zwlekałam z szukaniem pomocy. Dopiero gdy moja córka miała 7 miesięcy, zdecydowałam się, że już dłużej tak nie mogę. Próbowałam wcześniej wszystkiego: terapia poznawczo-behawioralna, medytacja, ćwiczenia, joga, zioła… Ale żadna z tych metod nie dała mi wyjścia z codziennych natrętnych myśli, irracjonalnych lęków, ataków paniki i bezsenności.
Początek leczenia Sastium był okropny. Przez pierwsze 7 tygodni miałam biegunkę, nasilenie lęku i ciągłe mdłości. Byłam o krok od odstawienia leku, bo czułam się fatalnie – ale postanowiłam dać mu czas. I gdzieś powoli zaczęłam zauważać, że coś się zmienia. Myśli nie były już takie przytłaczające, panika nie pojawiała się codziennie, a moje ciało przestało reagować na wszystko jakby miało uciekać z płonącego budynku.
Z czasem, bardzo ostrożnie, zwiększyłam dawkę do 50 mg, na której jestem już od 6 tygodni. I wiecie co? Moja rodzina widzi ogromną różnicę – mówią, że jestem spokojniejsza, bardziej obecna, mniej drażliwa. A najlepsze? Skutki uboczne stopniowo się wyciszyły. Dziś czuję, że wracam do siebie – a może nawet jestem po raz pierwszy naprawdę sobą.
Powiedziałabym, że Sastium działa u mnie mniej więcej tak, jak inne SSRI, które brałam wcześniej – ani rewelacja, ani tragedia. Działa bardziej jak emocjonalny tłumik – czuję się trochę „wypłaszczona”. Nie mam skrajnych emocji, ale też nie czuję jakiejś szczególnej ulgi w lęku, co miało być głównym celem.
Moim pierwszym lekiem był fluoksetyna – i muszę przyznać, że świetnie pomogła mi na lęki, ale z kolei nastroje mi się pogorszyły, miałam spadki i byłam jakaś otępiała. Potem był Lexapro (escitalopram) – ten był w miarę zbalansowany, jeśli chodzi o lęk i nastrój, chociaż trudno mi to teraz ocenić, bo brałam go ponad 2 lata i z czasem zaczęło mi się wszystko zlewać.
Na Sastium jestem obecnie na dawce 100 mg, i według skali DSM-5 mam teraz 16 punktów, czyli umiarkowaną depresję. Na depresję działa nieźle – nie mam już takich zjazdów, nie śpię cały dzień, jakoś funkcjonuję. Ale jeśli chodzi o motywację – to dramat. Mam wrażenie, że wszystko robię z przymusu, jakby bez większego zaangażowania. Na lęk nie działa prawie wcale, przynajmniej u mnie.