Sastium, jak większość antydepresantów, zwykle nie zaczyna działać natychmiast. Leki z grupy SSRI, takie jak sertralina, potrzebują czasu, aby wpłynąć na poziom neuroprzekaźników w mózgu i przynieść ulgę w objawach.
Hej wszystkim! Mam pytanie do osób, które biorą albo brały Sastium – kiedy u Was zaczęło działać? Biorę dopiero tydzień, więc wiem, że to jeszcze wcześnie, ale przyznam szczerze, że już mnie zjada niecierpliwość… Mam silne lęki i depresję, i modlę się, żeby to w końcu zadziałało. Czy ktoś może podzielić się swoim doświadczeniem? Ile to u Was trwało? Coś czuć wcześniej? Dzięki z góry za odpowiedzi <3
U mnie to wyglądało tak, że brałam Sastium przez pierwsze dwa tygodnie i miałam wrażenie, że jest gorzej niż lepiej. Wiesz… serce mi waliło, byłam rozbita, spać nie mogłam, jadłam jak ptaszek. Ale trzymałam się, bo moja lekarka uprzedziła mnie, że tak może być. No i po około 3. tygodniu coś jakby puściło – najpierw zauważyłam, że mniej płaczę „z byle powodu”, potem że wieczorem nie siedzę z napięciem w klatce jak przed rozprawą sądową.
Po 6 tygodniach to już czułam, że naprawdę wracam do siebie. I mąż to też zauważył, mówił: „Ty znowu żartujesz, nie jesteś taka ponura”. Teraz jestem na 100 mg i trzymam się. Nadal mam dni gorsze, ale nie takie jak kiedyś – że bałam się wyjść z domu.
Więc moja rada: nie oczekuj cudu po 7 dniach, ale trzymaj się dzielnie. Daj temu czas. Wiem, że to ciężkie, jak człowiek się dusi we własnej głowie, ale serio – warto przeczekać.
Oho, widzę znajomy temat. Ja to zaczęłam brać Sastium w zeszłym roku, bo po śmierci męża i jeszcze po tym covidzie tak mnie przycisnęła depresja, że nawet nie miałam siły wyjąć zakupów z siatki. Na początku myślałam, że to jakaś ściema – brałam i nic, tylko serce kołatało i czułam się jakby mnie tramwaj przejechał emocjonalnie. Ale córka mi mówiła: „Mamo, poczekaj jeszcze, daj mu szansę”. No i dobrze, że posłuchałam, bo po miesiącu coś zaczęło się układać w głowie.
Nie to, że nagle świat się zrobił kolorowy jak w reklamie margaryny, ale przestałam czuć ten potworny lęk od rana. Potem się okazało, że i na sen lepiej działa niż te wszystkie ziołowe cuda, co piłam litrami.
Teraz jestem już ponad pół roku na leku, dawkę mam 75 mg, i powiem tak: nie jestem może duszą towarzystwa, ale znowu mam siłę żyć. Idę do sklepu, spotykam się z koleżanką na kawie, no… wracam do świata.