Jakie są Wasze doświadczenia z lekiem Sertralina? Czy zauważyliście poprawę w leczeniu depresji, zaburzeń lękowych, zespołu stresu pourazowego, fobii społecznej lub zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych? Czy wystąpiły u Was jakieś skutki uboczne, takie jak nudności, biegunka, suchość w ustach, zmniejszenie libido, zaburzenia snu czy zmęczenie? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla innych osób stosujących ten lek – każda historia ma znaczenie!
Stosowałam sertralinę przez około 8 tygodni. Na początku działała bardzo dobrze – czułam poprawę i faktycznie pomagała mi w walce z depresją. Niestety, pojawił się u mnie poważny problem z okiem – którego zupełnie się nie spodziewałam. Pewnego ranka obudziłam się z silnym bólem lewego oka, które było mocno zaczerwienione. Objawy trwały przez cztery dni i były naprawdę niepokojące. Sięgnęłam po ulotkę leku, bo akurat odebrałam kolejne opakowanie i wtedy zauważyłam zapis, że leki przeciwdepresyjne, w tym sertralina, mogą powodować pewne problemy okulistyczne, m.in. jaskrę z zamkniętym kątem przesączania.
Natychmiast odstawiłam lek i po kilku dniach oko zaczęło wracać do normy. Z jednej strony czułam, że sertralina pomagała na depresję, ale z drugiej – wywołała u mnie efekt uboczny, który wykluczał dalsze stosowanie. Szkoda, bo naprawdę widziałam u siebie pozytywną zmianę.
Moje doświadczenia z sertraliną były o wiele lepsze, niż się spodziewałam. Wcześniej miewałam napady paniki na zajęciach, towarzyszyły mi natrętne, negatywne myśli i ciągły lęk. Miałam wrażenie, że wariuję, ale wiedziałam, że potrzebuję leku, który pomoże mi uspokoić głowę i odzyskać kontrolę. Na początku obawiałam się skutków ubocznych, ale pierwszy tydzień minął bez większych problemów. Już po trzech tygodniach zauważyłam zmianę, choć naprawdę dużą poprawę poczułam dopiero po około czterech miesiącach. Jeśli teraz zmagasz się z czymś podobnym – wiedz, że nie jesteś sama. Warto dać sertralinie szansę, bo może naprawdę odmienić Twoje życie. Trzymaj się i nie poddawaj – będzie lepiej.
Z lękiem i depresją zmagałam się od lat. Ale dopiero kiedy zaczęłam leczenie sertraliną, zrozumiałam, jak bardzo mnie to wszystko przytłaczało. Przez długi czas żyłam w stanie, który uważałam za „normalny”, dopóki nie poczułam, jak może być inaczej – lżej, jaśniej, spokojniej. Już po kilku dniach wydawało mi się, że coś się zmienia, ale to raczej była nadzieja niż realna poprawa. Po około miesiącu poprosiłam lekarza o zwiększenie dawki do 75 mg, bo czułam, że potrzebuję czegoś mocniejszego. I to była najlepsza decyzja. Po kolejnych kilku tygodniach wszystko się zmieniło – zniknęły lęki, które wcześniej mnie paraliżowały, a epizody depresyjne przestały mnie tłamsić. Co najważniejsze – odzyskałam siłę, by naprawdę wprowadzić zmiany w swoim życiu. Takie prawdziwe, głębokie, nie tylko kosmetyczne. Wiem, że może to brzmieć jak reklama leku przeciwdepresyjnego, ale naprawdę czuję wdzięczność, że moje życie przestało być szare. Kocham sertralinę – uratowała mnie.
Jestem w drugim tygodniu stosowania sertraliny i póki co… nic się nie dzieje. Ech. Brakuje mi totalnie motywacji, żeby cokolwiek zrobić. Wiem, że ludzie piszą w opiniach, że trzeba poczekać kilka tygodni, więc po prostu próbuję to przetrwać. Mam prawie pewność, że jestem niezdiagnozowaną osobą z chorobą afektywną dwubiegunową i liczę, że ten lek trochę mi pomoże. Biorę 100 mg raz dziennie. Wcześniej próbowałam Wellbutrinu i Lexapro, ale zaczęły się u mnie objawy manii – niby robiłam dużo, byłam pełna energii, ale to nie byłam ja. Mania to nie jest dobra rzecz, nawet jeśli na początku wygląda jak coś pozytywnego. Te emocjonalne skoki – góra, dół, góra, dół – są strasznie wyczerpujące. Dlatego bardzo liczę, że sertralina da mi trochę ulgi. Na razie czekam i modlę się, żeby to w końcu zaczęło działać.
Mam zdiagnozowane ciężkie zaburzenia lękowo-panikowe i dostałam receptę na sertralinę. Zaczęłam ostrożnie – od 12,5 mg przez 2 tygodnie, potem zwiększyłam do 25 mg na kolejne 4 tygodnie. Chciałam spróbować pełnej dawki i weszłam na 50 mg, ale wtedy zaczęły się poważne skutki uboczne.
Im dłużej brałam lek, tym było gorzej – mdłości, zawroty głowy, biegunka, nasilenie lęków i ataków paniki. Wytrzymałam łącznie 10 tygodni, bo naprawdę chciałam dać temu szansę, ale czułam się gorzej niż przed rozpoczęciem leczenia.
Wiem, że dla wielu osób sertralina to ratunek – i bardzo się cieszę, że komuś pomaga. Ale dla mnie to niestety nie był dobry wybór. Każdy organizm reaguje inaczej – w moim przypadku skutki uboczne były silniejsze niż korzyści.
Zaczęłam brać sertralinę 7 tygodni temu. Na początku byłam na 25 mg, a po czasie zwiększyłam dawkę do 50 mg. Pierwsze dni były dla mnie trudne emocjonalnie – dużo płakałam, czułam się rozchwiana, ale na szczęście to ustąpiło po kilku tygodniach.
Zauważyłam, że zwiększył mi się apetyt i przytyłam trochę, co było dla mnie minusem, ale poza tym wszystko układa się naprawdę dobrze. Śpię spokojnie, nie mam już takich dołów jak wcześniej, a moje samopoczucie powoli się stabilizuje. Próbowałam brać lek wieczorem, ale dużo lepiej sprawdza się u mnie rano – wtedy nie jestem senna i mam lepszą energię na resztę dnia.
Ogólnie poleciłabym sertralinę, bo mimo kilku drobnych minusów widzę dużą poprawę w codziennym funkcjonowaniu.
Zaczęłam brać sertralinę 10 tygodni temu z powodu ciężkiej depresji i nasilonych stanów lękowych. Na początku było koszmarnie – skutki uboczne były straszne, do tego stopnia, że przez pierwsze 7 tygodni nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Chociaż wszyscy mówili, że organizm powinien się przyzwyczaić w 2–3 tygodnie, u mnie ten proces był znacznie dłuższy i trudniejszy. Było tak źle, że kilka razy wylądowałam na SOR-ze, miałam też wiele wizyt u lekarza rodzinnego, bo byłam przerażona tym, co się dzieje z moim ciałem i głową. I nagle, po siódmym tygodniu, zaczęło się zmieniać. Nie od razu, nie spektakularnie, ale małymi kroczkami wracałam do siebie. Dziś mogę powiedzieć, że prawie znowu jestem sobą. Sertralina okazała się dla mnie dosłownie cudem, zwłaszcza że wcześniej nie widziałam już dla siebie żadnej nadziei. Myślałam, że zwariowałam, że tak już będzie zawsze – ale nie. Trzymaj się, warto przetrwać te ciężkie początki. Mam tylko nadzieję, że ten dobry stan zostanie ze mną jak najdłużej.
Zaczęłam brać sertralinę kilka lat temu, po bardzo stresującym okresie w moim życiu. Kupiłam wtedy dom w kiepskim stanie technicznym, który wymagał ogromu pracy i pochłaniał każdą moją myśl. Z czasem zaczęłam mieć ataki paniki, a poziom lęku kompletnie wymknął się spod kontroli. Czułam, że sama nie dam rady i wtedy lekarz zaproponował mi sertralinę.
Na początku pojawiły się pewne problemy żołądkowe – uczucie „bulgotania”, luźne stolce, ogólne rozstrojenie. Zauważyłam, że dużo lepiej znoszę lek, gdy biorę tabletkę po dużym posiłku – wtedy te objawy były znacznie łagodniejsze. W porównaniu z doświadczeniami innych osób efekty uboczne były raczej delikatne.
Co ciekawe, zauważyłam u siebie spadek wagi, co podobno nie jest aż tak częste przy SSRI. Pojawiały się też nietypowe rzeczy – szczękościsk, uczucie lekkiego „odrealnienia”, a także intensywne, bardzo realistyczne sny, z których część była nieprzyjemna. Mimo tych drobnych minusów, uważam, że sertralina bardzo mi pomogła radzić sobie ze stresem.
Nie jestem już osobą, którą wszystko przytłacza – czuję się znacznie spokojniejsza i bardziej zrównoważona, a życie stało się o wiele lżejsze. Jestem po prostu szczęśliwsza. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć: warto spróbować.
Dwa lata temu przeżyłam ogromnie traumatyczne doświadczenie, które zakończyło się rozstaniem. Wydaje mi się, że coś wtedy „przestawiło się” w mojej głowie – od tego momentu zaczął się długotrwały lęk, napięcie i problemy z jedzeniem. Całkowicie straciłam apetyt, bardzo schudłam, a moje ciało i psychika zaczęły coraz bardziej szwankować.
Najpierw spróbowałam citalopramu, ale nie zadziałał tak, jak oczekiwałam. Po około 8 miesiącach sama zaczęłam powoli się z niego wycofywać. Przez pewien czas czułam się nawet w miarę dobrze, ale po kilku miesiącach lęk wrócił ze zdwojoną siłą, zwłaszcza w kontekście tego, że ciągle byłam sama – a samotność zaczęła mnie psychicznie zjadać.
Wtedy zdecydowałam się na sertralinę – 50 mg dziennie. Biorę ją już około 2,5 miesiąca. Pierwsze oznaki działania pojawiły się po 5–6 tygodniach – przez chwilę czułam się dużo spokojniejsza, myśli się uspokoiły, oddech się wydłużył. Nawet zaczęłam nową relację, która dawała mi nadzieję. Niestety, lęk wrócił, tym razem jeszcze silniejszy – i znowu zaczęłam rano wymiotować z nerwów, ciągle analizować każdą sytuację, przeżywać wszystko w głowie setki razy.
Podniosłam dawkę do 100 mg prawie trzy tygodnie temu. Mam wrażenie, że teraz znowu jestem prawie w punkcie wyjścia. Ale naprawdę nie chcę stracić tej relacji, bo czuję, że jest ważna. Dlatego walczę, przeczekuję, trzymam się i mam nadzieję, że to są tylko chwilowe turbulencje i w końcu wszystko się uspokoi.
Mam 33 lata i jestem kobietą. Trzy lata temu zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane (SM). Od tamtej pory moje życie się zmieniło – nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Depresja i lęki towarzyszą mi niemal codziennie, a myśli samobójcze pojawiają się coraz częściej – szczególnie w chwilach, gdy czuję się zupełnie bezradna i pusta. Nie śpię prawie wcale, bo moje myśli pędzą w nieskończoność i nie dają mi spokoju.
Teraz mija pierwszy tydzień, odkąd zaczęłam brać sertralinę – 25 mg dziennie. I póki co, jestem mile zaskoczona. W ciągu dnia nie czuję jeszcze jakichś spektakularnych efektów, ale gdy biorę lek wieczorem, po około 30 minutach ogarnia mnie spokój i senność – i to jest uczucie, za którym tęskniłam od lat. Czekam na tę chwilę każdego wieczora, bo sen przynosi mi ulgę i ratuje psychicznie.
Przesypiam całą noc aż do momentu, kiedy dzwoni budzik, co jest dla mnie czymś przełomowym. Bez snu czułam, że tracę rozum, że nie mam siły walczyć z tym wszystkim, co się dzieje w mojej głowie. Ten stan zasypiania i przesypiania nocy to dla mnie mały cud i modlę się, żeby nie minął, bo dzięki temu przynajmniej jedna część mojego życia zaczęła się prostować.
Zauważyłam jedynie lekkie pieczenie w gardle po połknięciu tabletki, więc od dzisiaj planuję pić więcej wody – może pomoże. Ale poza tym nie mam żadnych skutków ubocznych. I choć to dopiero początek, czuję, że powinnam była dostać ten lek już trzy lata temu, kiedy diagnoza stwardnienia rozsianego zabrała mi poczucie bezpieczeństwa i zdrowie, a ja pogrążyłam się w żałobie po dawnej wersji siebie.
Bardzo wierzę, że to początek czegoś lepszego. Wiem, że zasługuję na to, żeby być szczęśliwa – tak samo jak każdy inny człowiek.
U mnie pojawił się bardzo nietypowy skutek uboczny po sertralinie – byłam niesamowicie senna i zmęczona praktycznie przez cały czas, odkąd zaczęłam ją przyjmować. Ta ciągła senność utrzymywała się przez półtora miesiąca i mimo różnych prób – nie udało mi się jej opanować.
Na początku brałam połówkę tabletki 25 mg, i wtedy nie było jeszcze tak źle. Ale kiedy przeszłam na pełne 25 mg, a potem na 25 mg + pół tabletki, senność stała się naprawdę wyniszczająca. Zmieniałam godziny przyjmowania – zaczęłam brać lek kilka godzin przed snem, mając nadzieję, że zmęczenie przesunie się na wieczór i pomoże mi zasypiać. Niestety, mój organizm przenosił te efekty na poranki, czyli dokładnie wtedy, gdy musiałam wstać do pracy i normalnie funkcjonować.
Budzenie się rano było koszmarem. Miałam wrażenie, że moje ciało waży tonę, wszystko mnie bolało, byłam jakby zamroczona. W końcu, po czwartej wizycie u psychiatry, powiedziałam wprost: nie daję rady, muszę odstawić lek. Byłam tak wyczerpana, że przespałam swoją sesję terapeutyczną, a raz nawet zaspalam na część dnia w pracy.
Wiem, że dla wielu osób sertralina działa świetnie – ale dla mnie to nie był dobry wybór, przynajmniej na tym etapie życia. Może kiedyś spróbuję czegoś innego lub wrócę do tego leku w niższej dawce, ale teraz po prostu potrzebuję czegoś, co nie będzie mnie wyłączać z codzienności.
Na depresję cierpię od piętnastego roku życia. Teraz mam 32 lata i mogę powiedzieć jedno: sertralina to najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłam. Prawie całe życie łudziłam się, że „z tego wyrosnę”, że może to tylko okres, jakiś etap dojrzewania… przez lata wstydziłam się prosić o pomoc, a już tym bardziej o leki.
Dopiero jedna z moich najbliższych przyjaciółek pomogła mi przełamać ten wstyd – uspokoiła mnie i zachęciła, bym spróbowała porozmawiać z lekarzem. I to zmieniło wszystko. Zaczęłam od 25 mg sertraliny, a dziś jestem na 50 mg dziennie, które biorę rano, zaraz po przebudzeniu.
Ta mała tabletka pomogła mi odnaleźć spokój, równowagę i nadzieję, których przez tyle lat mi brakowało. Już nie wstydzę się tego, że potrzebuję leku, bo dzięki sertralinie wciąż żyję.
Każdego dnia czuję wdzięczność, że odważyłam się zrobić ten krok i zawalczyć o siebie. Jeśli ktokolwiek to czyta i waha się, czy sięgnąć po pomoc – nie bój się, to nie jest słabość. To początek powrotu do siebie.
Zmagam się z PTSD, depresją, OCD, napadami złości, autoagresją i stanami dysocjacyjnymi. Każdy dzień był dla mnie walką o przetrwanie – ogromny ból psychiczny, poczucie wyobcowania, frustracja, życie na krawędzi. Przez większość dorosłości czułam, że nie pasuję nigdzie i nikt nie jest w stanie mi naprawdę pomóc.
Przez 25 lat byłam na fluoksetynie – jedyne, co zauważyłam, to lekkie złagodzenie objawów OCD, ale jeśli chodzi o resztę – nic się nie zmieniało, ciągle ten sam chaos w głowie i sercu. Przeszłam wiele terapii, konsultacji, rozmów z różnymi specjalistami, ale dopiero kiedy trafiłam na cudowną pielęgniarkę psychiatryczną, coś wreszcie ruszyło.
To właśnie ona zaproponowała mi sertralinę – w dawce 150 mg dziennie. I powiem jedno: ten lek zmienił moje życie. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów czuję spokój w środku, mam jasność myśli, nie budzę się z ciężarem przygniatającym mnie do łóżka. Zaczęłam żyć naprawdę, nie tylko funkcjonować.
Zawsze byłam sceptycznie nastawiona do antydepresantów – myślałam, że tylko tłumią objawy, że nie ma sensu. Ale sertralina naprawdę mnie uratowała. Gdybym mogła cofnąć czas, błagałabym lekarzy, żeby dali mi ten lek 20 lat temu. Może nie zmieniłby przeszłości, ale uratowałby wiele lat życia, które straciłam, walcząc w samotności.
Brałam sertralinę (Zoloft) wiele lat temu i działała na mnie naprawdę dobrze. Z czasem przeszłam na inny lek, który też pomagał – ale niestety, moje ubezpieczenie przestało go obejmować i musiałam podjąć trudną decyzję o powrocie do Zoloftu. Myślałam, że będzie łatwo – w końcu już wcześniej mi pomagał… ale zmiana leków była okropna.
Pierwsze tygodnie były bardzo trudne. Miałam dni, kiedy czułam poprawę, a następnego dnia znowu wszystko się sypało. Było tak, jakby organizm nie mógł się zdecydować, co właściwie czuje. Huśtawka emocjonalna, rozdrażnienie, zmęczenie, a momentami nawet żal, że znów wróciłam do leczenia. Ale nie poddałam się – krok po kroku, cierpliwie, obserwując siebie.
Wszystko zaczęło się stabilizować dopiero wtedy, gdy zwiększyłam dawkę do 150 mg dziennie. Wtedy w końcu poczułam, że wracam do siebie – do tej wersji mnie, którą znałam sprzed tych wszystkich trudności i zamieszania.
Więc jeśli jesteś w trakcie zmiany leków i masz wrażenie, że to nie działa – wytrzymaj, nie rezygnuj zbyt szybko. U mnie wszystko ułożyło się dopiero po 1,5 do 2 miesięcy, ale naprawdę było warto. Znowu jestem sobą.