Słuchajcie, ja wiem, że jak ktoś słyszy „steryd”, to od razu panika, jakby to miało zedrzeć skórę z twarzy, ale serio – nie demonizujmy. Travocort to świetny lek, jeśli się go stosuje z głową. Ja w swoim życiu wypróbowałam chyba wszystko, co się dało, jeśli chodzi o sterydowe maści – Elocomy, Advantany, Dermovate i inne cuda – i nigdy nie miałam żadnych tych strasznych skutków ubocznych, o których straszą w ulotkach. Wiadomo, że jak ktoś smaruje steryd miesiącami na potęgę, to może się narobić biedy, ale przy rozsądnym stosowaniu? Nie ma co panikować.
Jeśli ktoś ma uporczywe zmiany skórne, zwłaszcza takie bakteryjno-grzybicze, które są trudne do zdiagnozowania i ciągną się latami, to naprawdę warto spróbować. Ja się z tym szarpałam ponad 10 lat – chodziłam po dermatologach, próbowałam wszystkiego, aż w końcu trafiłam na Travocort. I wiecie co? Nie przepisał mi go żaden „wielki specjalista”, tylko zwykły internista! A najlepsze? Po dwóch tygodniach już widziałam poprawę, a po sześciu tygodniach śladu nie było!
Dla porównania – wcześniej byłam u dermatolog, nawet u profesorki (niby specjalistka najwyższej klasy), która wcisnęła mi Mecortolon. Smarowałam tym dwa miesiące z nadzieją, że w końcu coś pomoże, a efekty były… no właśnie, żadne. Skóra dalej wyglądała tak samo, a ja tylko się męczyłam. Dopiero Travocort załatwił sprawę raz na zawsze.
Więc jeśli ktoś ma problem, który wraca i nie chce się go pozbyć innymi metodami, to naprawdę warto spróbować. Oczywiście, jak przy każdym leku, trzeba stosować go zgodnie z zaleceniami i nie przesadzać, ale jak ktoś ma uciążliwy problem, to po co się męczyć latami? Ja polecam z całego serca, bo u mnie to była totalna rewolucja!