U mnie wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie – od czegoś, co lekarz uznał za zwykłe ugryzienie pchły. Niestety, sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. Zmiany skórne zaczęły się rozprzestrzeniać od kostek aż po ramiona, obejmując praktycznie całe ciało.
Po kilku nieudanych próbach leczenia dostałam Trioxal – 100 mg dziennie, przez 15 dni. I przyznam, że efekty na skórze były naprawdę imponujące. Już około 12. dnia zauważyłam, że zmiany przestały się pojawiać, zaczerwienienia bledną, a skóra zaczęła wracać do normalnego koloru. Zmniejszył się też stan zapalny, ustąpiło swędzenie i pieczenie. W końcu czułam, że coś działa.
Niestety – to, co działo się wewnętrznie, było zupełnie inną historią.
Z natury jestem osobą aktywną, spokojną, uwielbiam sport, słońce, ruch. A nagle poczułam się, jakby ktoś wyłączył światło. Lęk, rozdrażnienie, huśtawki nastroju, nad którymi trudno było zapanować. Bywały dni, kiedy najmniejszy drobiazg wyprowadzał mnie z równowagi.
Do tego spadek apetytu, problemy z koncentracją, dziwne poczucie napięcia, które nie miało nic wspólnego z moim codziennym ja. Czułam się, jakbym była zupełnie kimś innym – nie fizycznie, ale emocjonalnie.
Trioxal był skuteczny dermatologicznie, nie mam co do tego wątpliwości. Ale cena emocjonalna, jaką przyszło mi zapłacić, była zaskakująco wysoka.
Jeśli ktoś rozważa ten lek, polecam uważnie obserwować nie tylko zmiany skórne, ale też swój nastrój, energię i emocje. Dla niektórych to mogą być drobne efekty uboczne. U mnie były bardzo odczuwalne.