Mozarin zaczyna działać zazwyczaj po 2–4 tygodniach regularnego stosowania.
Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/mozarin/po-jakim-czasie-zaczyna-dzialac-mozarin
Mozarin zaczyna działać zazwyczaj po 2–4 tygodniach regularnego stosowania.
Cześć wszystkim! Od dwóch tygodni biorę Mozarin i… nic. Zero efektów. Mam wrażenie, jakbym łykała cukierki zamiast leków. Czy to normalne, że nic się nie dzieje? Czy to znaczy, że lek na mnie nie działa? Czy ktoś miał podobnie? Bo zaczynam tracić cierpliwość…
Gdy zaczęłam brać Mozarin, też miałam poczucie, że nic się nie zmienia. Pierwszy tydzień? Totalnie nic. Drugi? Może jakaś minimalna różnica, ale równie dobrze mogło mi się tylko wydawać. Byłam sfrustrowana, bo oczekiwałam, że skoro biorę coś codziennie, to efekty powinny przyjść szybko. I to był mój błąd – bo Mozarin, jak wszystkie leki tego typu, działa inaczej.
Najpierw zauważyłam coś dziwnego – nie to, że nagle poczułam się świetnie, ale raczej… przestałam się czuć tragicznie. To nie było jak pstryknięcie palcami, raczej jak cicha zmiana w tle, której nie zauważasz, dopóki nie spojrzysz na siebie z dystansu. Kiedyś obudziłam się rano i po prostu nie czułam tego przytłaczającego ciężaru w klatce piersiowej. Nadal nie było idealnie, ale pierwszy raz od dawna miałam myśl: ‘Może to się w końcu zmienia?’
A potem było coraz lepiej. Po miesiącu zauważyłam, że rzeczy, które wcześniej mnie rozwalały emocjonalnie, teraz tylko lekko mnie irytują. Po dwóch miesiącach? Czułam, że wracam do siebie. Nie do jakiejś idealnej wersji siebie, ale do tej, która potrafi funkcjonować bez ciągłego uczucia, że tonie.
Więc jeśli masz wrażenie, że nic się nie dzieje – daj sobie czas. Zmiany przychodzą powoli, często niezauważalnie. A potem, pewnego dnia, spojrzysz wstecz i pomyślisz: ‘Hej, nie jest już tak źle.’
Pierwsze dni – nic. Tydzień – zero. Dwa tygodnie – totalna pustka. Myślałam, że coś jest nie tak, że może mój organizm jest jakiś ‘zepsuty’ i po prostu nie reaguje. Zaczęłam wątpić, czy to w ogóle ma sens. Serio, siedziałam w nocy i czytałam fora, szukając odpowiedzi na pytanie: ‘Po jakim czasie TO zacznie działać?’
A potem minął trzeci tydzień i… dalej NIC. Ale w czwartym tygodniu zauważyłam pierwszą zmianę. Nie była spektakularna. Nie czułam się nagle szczęśliwa i pełna energii. Ale coś się zmieniło – moja głowa przestała być tak cholernie ciężka. To było subtelne. Mniej myśli, mniej tego uczucia, że wszystko mnie przygniata. Nie jakiś przełom, ale pierwszy mały sygnał, że coś się dzieje.
A potem kolejne dni. Nadal nie było łatwo, ale pojawiły się momenty, w których mogłam odpocząć od samej siebie. Od własnych myśli. Od tego całego przytłaczającego chaosu. I dopiero wtedy zaczęłam rozumieć, że Mozarin nie działa jak magiczna różdżka – on powoli odbiera Twoim demonom paliwo. Aż w końcu zostają tylko cienie, z którymi można walczyć.
Ach, ten cudowny czas, kiedy bierzesz lek i z niecierpliwością czekasz, aż poczujesz, że wszystko nagle się zmienia. A potem mijają dni, tygodnie… i nic. Dosłownie nic. Jakbym łykała witaminę C, a nie coś, co ma pomóc mi się ogarnąć.
Pierwsze dwa tygodnie? Czysta irytacja. Każdego ranka budziłam się z myślą: ‘A może dziś?’ i kończyło się to tak samo – dalej czułam się jak zmięta kartka papieru. Trzeci tydzień? Nadal to samo, zaczęłam się zastanawiać, czy nie trafiłam na jakieś placebo. Ale potem… coś się przesunęło. To nie było tak, że nagle obudziłam się i zaśpiewałam ‘Hakuna Matata’. Bardziej jakby ktoś trochę przyciszył te wszystkie nieznośne myśli, które do tej pory wrzeszczały mi w głowie.
A potem było lepiej. Wciąż miałam gorsze dni, ale różnica polegała na tym, że były to tylko dni, a nie całe tygodnie. Moja motywacja do życia wzrosła z ‘Niech mnie ziemia pochłonie’ do ‘Może dzisiaj nawet zrobię pranie’. I to już coś!