Jak ja przeczytałam Twoje pytanie, to się uśmiechnęłam pod nosem, bo dokładnie bym siebie sprzed roku opisała. Też zaczynałam brać Preato, też myślałam, że to tylko na chwilę, a jak przyszła pierwsza rodzinna impreza, to stanęłam nad kieliszkiem wina i się gapiłam na niego jak na bombę atomową. Tyle że nie była to bomba – bardziej jak taki kapryśny granat, który raz wybuchnie, a raz nie.
Z mojej strony – piłam. Ale z głową. I też nie od razu. Poczekałam aż organizm się trochę przyzwyczai do leku, bo pierwsze dni to byłam nie do życia – senna, zawroty głowy, taka zamulona. Potem było lepiej. I na imieninach u teściowej wypiłam lampkę czerwonego. Żyję. Ale muszę uczciwie powiedzieć – już po połowie czułam się jak po trzech. Zrobiło mi się gorąco, ciśnienie poleciało, a ja zamiast tańczyć, to usiadłam na krześle i się modliłam, żeby mi nie odcięło nóg.
Mój lekarz mówił tak: „Pregabalina działa na mózg, alkohol też – razem mogą się kumulować i nie przewidzisz jak zareagujesz”. I miał rację. Teraz, po pół roku stosowania, jak wiem jak mój organizm się zachowuje, to raz na ruski rok coś wypiję, ale dosłownie kieliszek i koniec. Żadne „a może jeszcze seteczka”. Nie warto.
Moja sąsiadka (też bierze Preato) raz się zapomniała i wypiła 3 piwa na grillu. To potem 2 dni leżała, mówiła, że jakby jej mózg ktoś z waty zrobił. Więc serio – lepiej uważać. Alkohol to nie grzech, ale jak się bierze leki działające na układ nerwowy, to trzeba mieć szacunek do organizmu. Bo skutki mogą przyjść nie w godzinę, ale nazajutrz.
Także moja rada – jak już coś, to malutko, powoli i tylko wtedy, kiedy się dobrze czujesz po leku. I najlepiej pogadaj jeszcze raz z lekarzem, bo każdy reaguje inaczej. Uściski i powodzenia!