Ooo, doskonale znam ten problem! Kiedy brałam Xifaxan, mój brzuch zachowywał się jak rozkapryszony dzieciak – dosłownie nic mu nie pasowało. Pamiętam, jak raz zjadłam małą miskę owsianki na wodzie i myślałam, że eksploduję – wzdęcia takie, że mogłabym wzbić się w powietrze.
Wtedy zaczęłam eksperymentować i odkryłam kilka rzeczy, które były dla mnie zbawieniem. Przede wszystkim gotowane warzywa – marchewka, cukinia, dynia. Takie miękkie, lekko przyprawione solą, bez żadnych ciężkich dodatków. Brzuch je lubił, a ja mogłam wreszcie coś zjeść bez bólu. Do tego biały ryż, taki lekko rozgotowany – wiem, że brzmi nudno, ale serio pomagał mi wyciszyć jelita.
Unikałam wszystkiego, co mogłoby fermentować – zero surowych warzyw, kapusty, cebuli czy czosnku. Nawet jabłka, które zawsze kochałam, musiały pójść w odstawkę, bo po nich miałam wrażenie, że brzuch żyje własnym życiem. Za to banany – te lekko zielonkawe – były super, bo syciły i nie robiły zamieszania.
Najgorsze były te momenty, kiedy miałam ochotę na coś „normalnego”. Pamiętam, jak raz skusiłam się na kawałek pizzy – „bo to przecież tylko drożdżowe ciasto i trochę sera” – i skończyło się to godzinami w łóżku, zwijając się z bólu. To wtedy nauczyłam się, że podczas kuracji trzeba myśleć nie o smaku, ale o tym, żeby nie zaszkodzić.
Teraz wiem, że podczas brania Xifaxanu najlepiej trzymać się prostych, lekkostrawnych rzeczy. Gotowane warzywa, ryż, chudy drób czy ryby – bez żadnych smażonych, tłustych dodatków. Zupy na bulionie warzywnym też były świetnym rozwiązaniem. A po wszystkim, kiedy brzuch już się uspokoił, powoli wracałam do ulubionych smaków.
Tak że trzymaj się tych lekkich rzeczy, słuchaj swojego brzucha i daj mu czas na regenerację. Trzymam kciuki, żeby u Ciebie też znalazła się ta magiczna lista dań, które nie wywołują rewolucji! No i pamiętaj – nawet najprostsze jedzenie smakuje lepiej, kiedy nie boli! 