@Nutka miałam podobny dylemat jakieś pół roku temu, więc wiem, co czujesz. Moja historia zaczęła się od małego zaczerwienienia na nadgarstku. Myślałam, że to tylko od zegarka, ale potem zaczęło się rozprzestrzeniać. Do tego doszło pieczenie i swędzenie – masakra. Oczywiście poszłam do apteki, bo wiadomo, człowiek w panice, i farmaceutka poleciła mi Clotrimazolum.
Na początku byłam sceptyczna, bo to taki “zwykły” lek, tani i dostępny wszędzie. Myślałam: “No co to może pomóc?” Ale powiem Ci, że już po kilku dniach zauważyłam, że swędzenie ustępuje, a zmiany zaczynają się goić. Tylko tutaj jest haczyk – trzeba być regularnym jak w zegarku. Smarowałam rano i wieczorem, bez żadnych przerw, przez dwa tygodnie, i to naprawdę pomogło.
A teraz, ciekawostka. Jakiś czas później miałam podobny problem, tym razem na stopie. To była grzybica po siłowni, gdzie zawsze biegałam boso pod prysznicem (serio, nigdy więcej tego nie zrobię!). No i tym razem farmaceutka poleciła Pimafucort. Na początku myślałam: “Super, to musi być coś mocniejszego, skoro jest droższe i ma te wszystkie składniki”. Ale, kurczę, nie zadziałało tak dobrze jak Clotrimazolum. Mam wrażenie, że Pimafucort bardziej pomógł na zaczerwienienie i swędzenie, ale nie do końca wyeliminował problem.
Więc z moich doświadczeń wynika, że jeśli to faktycznie jest coś grzybiczego, to Clotrimazolum jest lepsze. Może mniej spektakularne w nazwie, ale działa. Pimafucort wydaje mi się lepszy, jeśli masz coś bardziej mieszane – np. i grzybicę, i jakiś stan zapalny.
A tak zupełnie na marginesie, od tamtego czasu zaczęłam bardziej dbać o skórę – zawsze noszę klapki pod prysznic, używam kremów nawilżających i regularnie czyszczę zegarki oraz biżuterię. Życie uczy na błędach, co nie?