Wenlafaksyna i duloksetyna są obie lekami z grupy inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny i noradrenaliny (SNRI), jednak mają nieco różne profile działania i wskazania.
Hej Kochani! Słuchajcie, jestem po wizycie u psychiatry i mam dylemat. Od pół roku biorę wenlafaksynę, ale jakoś specjalnych cudów nie ma. Lekarz mówi, że możemy spróbować zmienić na duloksetynę, bo podobno działa trochę inaczej. Macie jakieś doświadczenia? Co Wam bardziej pomogło – wenlafaksyna czy duloksetyna? Nie wiem, czy warto ryzykować zmianę. Proszę, poradźcie coś, bo ja już zgłupiałam całkowicie!
Ja brałam oba te leki i powiem Ci, że każdy ma swoje plusy i minusy. Może zacznę od wenlafaksyny, bo brałam ją najdłużej. Wenlafaksyna była dla mnie takim rollercoasterem – na początku mega dużo energii, aż za dużo. Czułam, że mogę góry przenosić, no normalnie power jak po pięciu espresso. Ale potem się pojawiły skutki uboczne – drżenia rąk, podwyższone ciśnienie, czasem lęki były nawet większe niż wcześniej. No i największy dramat był przy odstawianiu – te cholerne prądy w głowie, zawroty, takie uczucie, że mnie prąd kopie od środka. Ale przyznam, że na depresję zadziałała całkiem dobrze, nastrój mi się poprawił i byłam bardziej aktywna. Tylko te efekty uboczne… no dramat czasami.
Duloksetyna natomiast to zupełnie inna historia. Lekarka przepisała mi ją, kiedy zaczęły mi się bóle mięśniowe i stwierdziła, że ten lek może pomóc zarówno na depresję, jak i bóle neuropatyczne. Duloksetynę tolerowałam lepiej – nie miałam takich drastycznych wahań nastroju, raczej wszystko szło spokojniej. Na pewno miałam mniej energii niż przy wenlafaksynie, ale za to nie było tej nerwowości i ciśnienie się uspokoiło. No i najważniejsze – zero problemów z odstawieniem. Więc jeśli Ci zależy na łagodniejszym działaniu, to moim zdaniem duloksetyna jest fajniejsza.
Ogólnie jakbym miała wybierać jeszcze raz, to wzięłabym duloksetynę, bo nie było po niej takiego szarpania się z własnym organizmem. Ale Ty musisz zobaczyć, na czym Ci bardziej zależy.
No masz typowy dylemat jak każda z nas tutaj . Moja siostra brała wenlafaksynę i powiem Ci, że ja bym tego nigdy nie wzięła. Chodziła nakręcona jak chomik na amfetaminie. Do tego zaczęła chudnąć w oczach, wszędzie jej było pełno, ale wiecznie narzekała na bóle głowy, problemy ze snem i zawroty. Jak próbowała odstawić, to było prawdziwe piekło – dwa tygodnie nie wiedziała, jak się nazywa. To był dla niej dramat.
Ja z kolei zaczęłam od duloksetyny i nie narzekam. Początki nie były łatwe – tydzień siedziałam na kibelku z mdłościami, ale potem przeszło i było już tylko lepiej. Zmniejszył mi się ból pleców, który dokuczał mi od lat, nastrój stabilniejszy, mniej się przejmuję pierdołami. No i nie miałam tego “speeda”, co moja siostra po wenli. Fakt, może nie chodzę nakręcona jak króliczek Duracella, ale też nie czuję się jak zombie. Więc ja bym zdecydowanie szła w duloksetynę. Ale wiadomo – każdy ma swój organizm, swoje jazdy, więc co osoba, to opinia.
Heeej! Długo brałam wenlafaksynę – ze trzy lata i byłam naprawdę zadowolona. Praktycznie zero ataków paniki, energia wróciła, depresja jakby sobie poszła. Problem pojawił się, kiedy dawkę podnieśli mi do 225 mg, wtedy zaczęły się efekty uboczne – kołatanie serca, nerwowość, nie mogłam spać. Wtedy przeszłam na duloksetynę, bo słyszałam, że jest łagodniejsza.
I faktycznie – duloksetyna była łagodniejsza, zero problemów ze snem, nerwy się uspokoiły, a do tego zaczęła pomagać mi na bóle neuropatyczne w nogach. Więc summa summarum, choć wenlafaksyna była dobra na lęki, to duloksetyna ogólnie poprawiła komfort życia. Odstawianie duloksetyny też było łatwiejsze niż wenli, zero prądów w głowie. Moim zdaniem warto spróbować, zwłaszcza jeśli wenlafaksyna Ci jakoś szczególnie nie pomaga.
No, Kochana, temat-rzeka otworzyłaś! Miałam okazję próbować oba te cuda farmacji. Wenlafaksyna to jest taka petarda – daje energię, ale jednocześnie może wywalić Cię z kapci. Serio, ja się czułam jak wesoły, ale bardzo nerwowy motorek. W sumie pomogła na depresję, ale cena była spora: nerwowość, problemy z żołądkiem, ciśnienie jak u babci po dwóch kawach.
Duloksetynę dostałam później i powiem Ci, to był strzał w dziesiątkę. Żadnych efektów ubocznych poza chwilowymi mdłościami, ból nerwów odszedł jak ręką odjął, psychicznie też stabilniej. Nie czułam się jak petarda, tylko jak normalny człowiek.
Jeśli mam coś doradzić – duloksetyna wygrała u mnie zdecydowanie. Ale to już Twoje ciało zdecyduje. Trzymam kciuki!