Brałem wenlafaksynę (Velaxin ER 75 mg) przez prawie 6 lat na nerwicę lękową. Ostatnio lekarz postanowił zmienić mi lek na Depralin. No i powiem Wam – to była katastrofa. Myślałem, że zwariuję. Wściekłość, niepokój, lęki, bezsenność – hardkor od pierwszego dnia, mimo że zacząłem od minimalnej dawki, dosłownie ćwiartki tabletki. Po czterech dniach miałem dość, rzuciłem to w cholerę.
A potem zaczęła się prawdziwa jazda – odstawienie wenlafaksyny. I powiem krótko: nie polecam nikomu. Mija już trzeci tydzień, a ja dalej mam te pieprzone „prądy” w głowie. Kto tego nie doświadczył, nie zrozumie – to jakby ktoś nagle włączył wiertarkę w Twoim mózgu, powodując skoki i szarpnięcia, jak na starym telewizorze, kiedy sąsiad odpala sprzęt i zakłóca sygnał.
Najgorzej jest przy zasypianiu. Kiedy zamykam oczy, dopada mnie dziwny lęk, takie uczucie, jakby coś złego miało się wydarzyć. Leżę kilka godzin i walczę ze sobą, żeby w końcu usnąć. Do tego dochodzi kompletnie irracjonalny niepokój w ciągu dnia i płaczliwość na poziomie kobiety w ciąży oglądającej wzruszającą reklamę w telewizji
. Wystarczy jakaś głupia scena i czuję, jak zbiera mi się na łzy.
Jak sobie radzę? Mocna wola, hydroksycyna (która jest dość słaba, ale lepsze to niż nic), no i – seks z żoną. Serio, to jedyna rzecz, która choć na chwilę pozwala mi się wyluzować. Śmieszne? Może. Ale faceci w dużej mierze rozładowują emocje właśnie przez seks – coś w tym jest.
Nie będę ściemniał – jest ciężko. Miałem momenty, kiedy chciałem się poddać i wrócić do leku, ale trzymam się. Psychiatra nie wie, że sam podjąłem decyzję o odstawieniu. Może i powinienem skonsultować to z lekarzem, ale kto zna mój organizm lepiej niż ja? Może ta nerwica już dawno powinna była się skończyć, ale lekarze dalej mnie faszerują chemią, bo „tak trzeba”? Nie wiem. Sprawdzę to na własnej skórze.
Walczę i będę walczył do skutku. A jeśli ktoś planuje odstawienie wenlafaksyny – niech dobrze się do tego przygotuje, bo to nie jest bułka z masłem.