Nigdy sama nie brałam Diane-35, więc nie mogę mówić z własnego doświadczenia, ale kilka moich bliskich przyjaciółek stosowało ten lek i rozmawiałyśmy o tym nie raz. U każdej z nich efekty przyszły dopiero po czasie – mniej więcej po 2–3 miesiącach regularnego stosowania zaczynało być widać poprawę. Na początku było wręcz odwrotnie – pogorszenie. Skóra jakby „oszalała”, wyskakiwało więcej zmian, przetłuszczała się mocniej… Ale dermatolog jednej z nich tłumaczył, że to często pierwszy etap oczyszczania się skóry z toksyn i nadmiaru sebum, zanim hormony zaczną stabilnie działać.
Co do przybierania na wadze – szczerze mówiąc, nie zauważyłam tego jakoś wyraźnie po żadnej z dziewczyn, chociaż jedna koleżanka mówiła, że nagle zaczęła mieć wilczy apetyt i cały czas coś podgryzała, bo nie mogła się powstrzymać. U niej to było bardziej takie „jedzeniowe rozkojarzenie” niż typowe tycie z hormonów. Ale wiadomo – każda z nas reaguje inaczej, więc ciężko przewidzieć.
Muszę też dodać, że słyszałam sporo negatywnych opinii o Diane-35, i to nie tylko z internetu. Moja przyjaciółka przeszła przez bardzo trudny czas psychicznie podczas brania tego leku – miała silne wahania nastroju, często płakała bez powodu, była drażliwa. Wpadła w stany depresyjne, które – jak później wyszło – prawdopodobnie były związane właśnie z wysoką dawką hormonów zawartych w Diane-35. To nie są „lekkie tabletki”, ten lek rzeczywiście obciąża wątrobę i jest mocniejszy niż te nowoczesne środki antykoncepcyjne. Dlatego jej ginekolog powiedział wprost: brać maksymalnie rok, nie dłużej – chyba że są wyjątkowe wskazania i kontrola wyników jest regularna.
Tak przy okazji – na Zachodzie są już od dawna dostępne nowoczesne pigułki z minimalną zawartością hormonów, które też mają działanie antyandrogenne, ale są znacznie łagodniejsze dla organizmu. Szkoda, że u nas nadal tak wolno się je wprowadza – bo pewnie wiele dziewczyn wolałoby mieć alternatywę dla Diane, zwłaszcza jeśli mają tendencje do skutków ubocznych.
I tak zupełnie na marginesie – naprawdę cię podziwiam! Mała córeczka, sesja, studia… naprawdę zuch dziewczyna! Trzymam za ciebie ogromne kciuki – i za buzię, i za egzaminy! 
I jeszcze jedno, co powiedziała mi kiedyś moja kosmetyczka i do dziś powtarzam to każdej koleżance z problemami skórnymi: najgorsze dla cery to stres. Serio. Hormony hormonami, pielęgnacja pielęgnacją, ale kiedy człowiek żyje w napięciu, śpi mało, stresuje się – to wszystko wychodzi na twarzy. U mnie teraz, mimo dobrej pielęgnacji, też coś się pojawiło na brodzie, bo… wiadomo – też mam sesję, tylko już z tej drugiej strony biurka 
Pozdrawiam cię serdecznie i pamiętaj – nie przejmuj się aż tak tymi wypryskami. To minie. Jesteś w procesie, robisz co możesz i to już jest ogromny krok do przodu 
