U mnie to wyglądało podobnie – najpierw sucha skóra na policzkach, potem nagle AZS zaczęło szaleć na powiekach. I to nie takie „o, trochę przesuszona skóra”, tylko serio dramat – czerwona, podrażniona, jakby mnie ktoś wysmarował papierem ściernym.
Co zrobiłam? No właśnie, sięgnęłam po Elidel, bo akurat miałam już go w domu. Smarowałam mega cienką warstwę, ale z duszą na ramieniu, bo powieki to jednak delikatny temat. I co? Powiem tak – pomogło, ale nie od razu i nie bez przygód. Po pierwszym użyciu czułam lekkie pieczenie, które na szczęście szybko minęło. Po kilku dniach skóra faktycznie wyglądała lepiej, ale nie mogę powiedzieć, że był to jakiś cud w tubce. Plus – musiałam bardzo uważać, żeby nic nie dostało się do oczu, bo serio, nie chcę wiedzieć, jak to by piekło.
I teraz hit – kiedyś byłam w takim pędzie rano, że nałożyłam Elidel i od razu potem zaczęłam robić makijaż. No i to był mój największy błąd. Skóra się jakoś dziwnie kleiła, cienie do powiek wyglądały jak błoto, a tusz mi się od razu odbił na górnej powiece. Do wieczora miałam wrażenie, że coś mi się cały czas rozmazuje. Więc rada ode mnie – jak już smarujesz powieki, to najlepiej na noc i nic na to nie kłaść przez kilka godzin.
Czy stosowałabym na powieki znowu? Może, ale tylko w ostateczności. Wolę inne sposoby – mocne nawilżanie, zero makijażu i zero pocierania oczu, bo to mi najbardziej szkodzi. Ale jakbym miała wybór między Elidelem a sterydem – to wiadomo, wolę pierwszą opcję.
Więc jak Cię swędzi tak, że masz ochotę wydrapać sobie oczy (been there, done that), to może spróbuj, ale z umiarem i czuj, jak skóra reaguje. Trzymam kciuki, żeby przeszło, bo wiem, jakie to upierdliwe! 