Gynoflor nie „ma dużo hormonów” – ma mikrodawkę estriolu (0,03 mg na tabletkę), której celem jest miejscowa regeneracja nabłonka pochwy, z minimalnym wpływem na cały organizm.
Dostałam od ginekolożki Gynoflor po leczeniu infekcji. W ulotce przeczytałam, że ma estriol, czyli jakiś hormon. Trochę się przestraszyłam, bo nigdy nie brałam żadnych „hormonów” i mam w głowie, że to od razu jakieś skutki uboczne, tycie, huśtawki nastroju itd. Czy ten Gynoflor ma dużo hormonów? Stosowała go któraś z Was dłużej?
Też kiedyś miałam takie obawy, bo wiesz… hormon to brzmi poważnie. Ale jak mi lekarka wytłumaczyła, to się uspokoiłam. W Gynoflorze jest mikroskopijna dawka estriolu – 0,03 mg w tabletce. To jest tak mało, że w porównaniu do tabletek hormonalnych, które biorą kobiety w menopauzie, to naprawdę kropla w morzu.
I co ważne – to działa miejscowo. Wkładasz dopochwowo, więc hormon praktycznie nie wchodzi do krwi. U mnie zero skutków ubocznych, żadnego tycia czy zmian nastroju. Zresztą brałam go 3 miesiące w dawce podtrzymującej (raz w tygodniu) i wszystko było okej.
Tak że moim zdaniem – nie ma co panikować. Tu hormon jest po to, żeby szybciej zregenerować błonę śluzową i pomóc dobrym bakteriom się zadomowić.