Tak, Lamitrin jest lekiem zaliczanym do grupy stabilizatorów nastroju.
Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/lamitrin/czy-lamitrin-to-stabilizator/
Tak, Lamitrin jest lekiem zaliczanym do grupy stabilizatorów nastroju.
Hej, mam pytanie do was – czy Lamitrin to w ogóle stabilizator nastroju? Mam ChAD i lekarz mi to przepisał, ale wcześniej brałam lit i trochę się boję zmieniać. Macie jakieś doświadczenia? Pomaga wam na huśtawki nastroju?
U mnie Lamitrin był jak zbawienie, serio. Ale zanim to napiszę, to może parę słów o mnie, żebyś wiedziała z kim gadasz. Mam 46 lat, jestem mamą dwójki dorosłych dzieci, z ChADem bujam się od liceum, ale diagnozę miałam dopiero po czterdziestce. Wcześniej to wszyscy myśleli, że ja po prostu “mam taki charakter”, raz śmieszka, raz leżę i ryczę przez tydzień. No klasyk.
Zaczęłam od litu – i o matko, jaki hardcore. Spuchnięte palce, ciągle chciało mi się sikać, a jeszcze do tego to uczucie, jakbym była za szybą. Emocje przytłumione, niby stabilnie, ale jakby mnie nie było. I właśnie wtedy moja lekarka zaproponowała Lamitrin. Z początku się bałam – bo nowy lek, bo skóra może reagować, bo trzeba powoli wprowadzać, no i wiadomo, z ChADem to wszystko się robi ostrożnie.
Ale powiem ci tak – jak już weszłam na dawkę, która działała, to miałam wrażenie, że ktoś mi zdjął z głowy koc. Serio. Zaczęłam czuć, ale nie za dużo. Nie wpadam już w doły tak często, nie płaczę bez powodu, a przede wszystkim – nie ma tej paniki w głowie. I tak, to jest stabilizator. Może nie tak typowy jak lit, który równo cię „wycisza” w obie strony, ale Lamitrin trzyma depresję na wodzy. I nie jestem jedyna – w mojej grupie wsparcia 3 osoby też go biorą i mają bardzo podobnie.
Więc jeśli boisz się zmiany – to ja bym się nie bała. To nie cudowny lek, każdy organizm inny, ale warto dać mu szansę. Bo ja naprawdę czuję, że żyję. A nie tylko „trwam”.
No cześć, ja na Lamitrinie jestem drugi rok i od razu powiem – TAK, to jest stabilizator. Tylko taki… po swojemu. Nie zamula, nie robi z człowieka zombie jak inne. A przynajmniej nie ze mnie.
Z moim ChADem to była taka historia, że miałam najpierw same depresje. Potem nagle zaczęły się dziwne stany: spałam 3 godziny i miałam energii jakby mi Red Bulla dożylnie wlali. W pracy zasuwałam, jakby mi płacili 200 zł za minutę, a potem nagle BUCH i leżenie plackiem, płacz, lęki. Diagnoza: dwubiegunówka.
Dostałam na start depakine – totalna porażka. Przytyłam 7 kilo w 2 miesiące, wypadanie włosów, trądzik jak u nastolatki. No to zmiana – i przyszedł Lamitrin. Od razu lekarz powiedział, że to lek bardziej “na depresyjną stronę”, że działa łagodnie, że trzeba wprowadzać powoli, bo skóra może się buntować. Ale też uczciwie uprzedził, że nie każdemu się sprawdzi. I u mnie – bingo. Zero efektów ubocznych, nastrój się wyrównał, lepiej śpię, funkcjonuję. Co ważne – nie wypchnął mnie w manie. A to było zawsze moje największe ryzyko po SSRI.
Czy działa? Tak. Czy na każdego? Nie wiem. Ale ja się cieszę, że dałam mu szansę. Bo teraz czuję, że mam więcej z siebie – nie jestem ani uśmiechniętą fasadą, ani smutkiem na nogach. Tylko taka… ja. Prawdziwa. A to dla mnie dużo.
Oj dziewczyno, to ja ci opowiem jak było u mnie. Bo to nie takie hop siup z tymi lekami. Ja z ChADem jestem już po przejściach – ponad 20 lat mi towarzyszy, tylko że nikt wtedy tak nie mówił. Depresja? Eee, fanaberia. Mania? Aaa, kobieta ma humory. I tak mnie leczono przez lata na „nerwicę”.
Dopiero jak trafiłam do mądrej pani psychiatry po jednym bardzo ciężkim nawrocie, to wszystko się wyjaśniło. No i wtedy zaczęło się kombinowanie z lekami. Był lit – no to była katastrofa. Czułam się jakby mi ktoś wyłączył duszę. Później karbamazepina – nie pasowało, senność, zmulenie. Aż przyszedł Lamitrin. I on się okazał takim moim cichym pomocnikiem.
Bo to nie jest lek, który działa jak młotek – że walnie i już. On działa powoli. Subtelnie. Ale jak już „zaskoczy”, to człowiek się zbiera. I nie ma tych zjazdów co miesiąc, nie ma płakania bez powodu i nie ma tego rozbieganego wzroku, że wszystko się musi dziać TERAZ. U mnie Lamitrin działa głównie na depresyjną stronę – i za to go lubię. Nie jest idealny, ale pozwala mi normalnie funkcjonować. Mąż nawet mówi, że mniej się „rozklejam” niż kiedyś – a on już swoje widział.
Więc odpowiadając: tak, Lamitrin to stabilizator. Tylko to taki stabilizator z klasą – nie wali pałą po łbie, tylko trzyma cię delikatnie za rękę, żebyś nie poleciała w dół. Albo w górę. Czasem warto zaufać. Ja zaufałam – i żyję spokojniej.