Luteina może skutecznie wspierać utrzymanie ciąży, szczególnie we wczesnych tygodniach, jeśli istnieje niedobór naturalnego progesteronu. To właśnie progesteron odpowiada za przygotowanie błony śluzowej macicy na zagnieżdżenie zarodka oraz za jej utrzymanie w stanie gotowości do rozwoju ciąży.
Cześć dziewczyny, mam pytanie z nadzieją, że znajdzie się tu ktoś, kto ma podobne doświadczenia. Czy Luteina naprawdę pomaga utrzymać ciążę? Jestem po dwóch poronieniach i teraz znów jestem w ciąży, 6. tydzień. Lekarz od razu przepisał mi Luteinę dopochwowo 2x dziennie, ale przyznam, że trochę się boję i nie wiem, czy to wystarczy. Macie jakieś doświadczenia z tym lekiem? Czy któraś z Was brała i udało się donosić? Będę wdzięczna za każdą historię, bo bardzo się boję…
Powiem Ci tak – gdyby nie Luteina, to mojego synka by dziś nie było. Też poroniłam dwa razy wcześniej, zawsze w 7–8 tygodniu, a jak tylko dowiedziałam się o trzeciej ciąży, to od razu dostałam Luteinę 100 mg dopochwowo i kazała mi lekarz prowadząca leżeć, nie stresować się, dużo spać i jeść porządnie.
Było ciężko, psychicznie bardzo. Bałam się każdego dnia. Ale ta ciąża była inna – miałam lepsze wyniki, szyjka była spokojna, zero plamień, a w 12. tygodniu lekarz powiedział: „Pani Moniko, wszystko wygląda bardzo dobrze!”. I donosiłam – urodziłam zdrowego synka w 39. tygodniu. Dziś ma trzy latka i jest moim największym cudem.
Tak że trzymaj się, nie czytaj za dużo czarnych scenariuszy w internecie, tylko słuchaj lekarza, odpoczywaj i wierz w to, że tym razem będzie dobrze. Ja też się bałam, ale warto było przejść przez ten stres. Trzymam kciuki za Waszą kruszynkę!
Ja z Luteiną mam doświadczenie raczej takie pół na pół, ale może kogoś to uspokoi. Pierwsza ciąża – bez leków, poronienie samoistne w 9. tygodniu. Druga – lekarz od razu dał Luteinę i Duphaston, bo miałam bardzo nieregularne cykle i podejrzenie niedoboru progesteronu.
Do 10. tygodnia było wszystko okej, potem Luteinę odstawili, no i niestety w 14. tygodniu ciąża obumarła… To był cios, ale potem zrobiłam wszystkie badania, okazało się, że mam też problem z krzepliwością krwi. I dopiero w trzeciej ciąży – z Luteiną, heparyną i odpoczynkiem – udało się! Córeczka przyszła na świat w 36. tygodniu, wcześniak, ale zdrowa jak rydz.
Więc tak – Luteina pomaga, ale to nie zawsze wystarczy, bo jak problem jest gdzieś głębiej (np. immunologiczny albo z tarczycą), to trzeba działać szerzej. Ale u mnie była ważna częścią układanki.
Hej, ja może trochę z innej beczki, ale też odpowiem, bo pamiętam, jak się czułam na Twoim miejscu i też szukałam takich historii na forum. Luteinę brałam od samego początku, bo miałam plamienia już 2 dni po pozytywnym teście. Ginekolożka mi powiedziała, że to może być oznaka spadającego progesteronu i że warto podać go jak najszybciej.
Zaczęłam brać 2x dziennie dopochwowo i serio – plamienia ustały po 2 dniach, zaczęłam lepiej spać, nie czułam takiego dziwnego napięcia w dole brzucha. Potem miałam jeszcze jeden epizod w 8. tygodniu i lekarz zwiększył dawkę, kazał mi się oszczędzać, leżeć, zero zakupów, zero pracy. I donosiłam.
Urodziłam w 38. tygodniu piękną córeczkę i mimo że cała ciąża była jednym wielkim stresem, to dziś już wiem, że Luteina miała ogromne znaczenie. I nie tylko fizycznie – pomagała mi psychicznie, bo czułam, że robię coś, żeby ochronić moje dziecko. Więc jeśli się boisz – to normalne, ale Luteina może naprawdę pomóc.