@Rostkowski Ja przez długi czas sam zadawałem sobie podobne pytania. Pamiętam, jak zacząłem brać Bibloc – to był okres, w którym stres codziennej pracy w firmie konsultingowej i presja terminów dosłownie stawały mi ością w gardle. Moje ciśnienie szalało, a tętno bywało w kosmosie, kiedy budziłem się w nocy z poczuciem, że czasu jest za mało, a pracy za dużo. Lek pomógł mi uspokoić ten rytm, poczułem, że serce jakby odzyskało równowagę. Wcześniej zdarzało mi się raz w tygodniu lub dwa wypić z kolegami po pracy piwo w klubie bilardowym. Po jakimś czasie stosowania Biblocu postanowiłem przetestować, jak zareaguję na to jedno piwo. Specjalnie wybrałem spokojny wieczór i znałem swój organizm – byłem wyciszony, nie zmęczony, nie głodny. Po wypiciu tego piwa nie zauważyłem dramatycznych zmian: nie zaczęło mi się kręcić w głowie, nie osłabłem nagle, nie wstałem z fotela z chwiejnością w nogach. Natomiast czułem, że organizm jest trochę bardziej wrażliwy, że ciśnienie i tętno nie skaczą już tak wysoko, ale też bardziej “odczuwam” swoje ciało.
W kolejnych tygodniach parę razy wracałem do tematu. Raz było to piwo, innym razem pół kieliszka czerwonego wina podczas urodzin. Zauważyłem, że niewielkie dawki alkoholu nie sprawiają, iż nagle czuję się źle, ale też nie dają już tej lekkości, co kiedyś. Niewielka ilość wystarczyła, bym poczuł lekkie rozluźnienie, ale też trochę jakby dodatkowe spowolnienie pracy serca – niby w normie, ale inaczej niż wcześniej. Nie jest to nic strasznego, jednak trochę jakby organizm informował, że pewne granice warto zachować. Wydaje mi się, że od kiedy biorę Bibloc, wszystko zostało nieco przestawione na spokojniejsze tory, a alkohol, nawet w małej ilości, może odczuwalnie wpływać na to moje “wewnętrzne wyciszenie”.
Po roku z Biblocem i po kilku delikatnych próbach z symbolicznymi ilościami trunków pozostałem przy okazjonalnej lampce wina, ale też nie jest to już nawyk. Bardziej doceniam stabilność, której mi ten lek dostarcza. Wiem, że niektórym może to nic nie przeszkadzać, inni z kolei wolą całkiem zrezygnować z alkoholu, aby nie ryzykować żadnych negatywnych konsekwencji. Mnie wydaje się, że klucz tkwi w umiarze i obserwacji własnego organizmu. Przez to patrzę na spotkania z przyjaciółmi z innej perspektywy – nie potrzebuję już piwa, by czuć się częścią towarzystwa. Za to doceniam fakt, że rano budzę się wypoczęty, z równym ciśnieniem i sercem pracującym tak, jak powinno.