Czy Velaxin uzależnia?

Velaxin nie jest uważany za lek uzależniający, zwłaszcza w porównaniu z niektórymi innymi lekami stosowanymi w leczeniu lęków i depresji, które mogą powodować uzależnienie. Przykładem takich leków są benzodiazepiny (np. diazepam, alprazolam), które są lekami przeciwlękowymi o szybkim działaniu i mogą prowadzić do uzależnienia fizycznego i psychicznego.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/velaxin-er-wenlafaksyna/czy-velaxin-uzaleznia/

Hej, biorę Velaxin od 6 miesięcy na depresję i stany lękowe. Czuję się lepiej, ale trochę się martwię, bo jak kiedyś zapomniałam wziąć jednej dawki, to miałam dziwne zawroty głowy i jakieś mrowienia w głowie. Czy to znaczy, że ten lek uzależnia? Boję się, że potem będzie problem z odstawieniem. Czy ktoś ma doświadczenie z odstawianiem wenlafaksyny? Jak to u Was wyglądało?

Ojeju, skąd ja to znam! Też brałam Velaxin przez jakieś dwa lata i jak raz mi się skończył, to myślałam, że umrę. Zawroty głowy takie, że aż mnie mdliło, do tego jakieś „prądy” w głowie, masakra. Bałam się, że jestem uzależniona, ale potem lekarz mi wytłumaczył, że to nie uzależnienie, tylko organizm się po prostu buntuje, jak nagle odstawiasz. Ja potem schodziłam powoli, zmniejszałam dawkę przez kilka miesięcy i było dużo lepiej.

Nie martw się, nie będziesz na tym do końca życia. Jak już będziesz gotowa, to po prostu schodź stopniowo, pod kontrolą lekarza. Ale tak z własnego doświadczenia – zawsze miej jedną zapasową dawkę w razie czego, bo jak raz zapomniałam zabrać na weekendowy wyjazd, to był dramat.

Biorę Velaxin od 4 lat i powiem Ci tak – nie czuję, żebym była „uzależniona”, ale organizm się do niego przyzwyczaja. To trochę jak z kawą – jak pijesz codziennie, a nagle przestaniesz, to masz bóle głowy, jesteś rozdrażniona i w ogóle nie do życia. Ale to nie znaczy, że jesteś narkomanem, tylko Twój organizm potrzebuje chwili na przestawienie.

Ja też miałam te „brain zaps” – jakby ktoś mi prądem walił po mózgu. Paskudne uczucie. Ale jak zeszłam stopniowo, to dało się przeżyć. Nie wiem, czy to u każdego tak samo, ale ja schodziłam stopniowo – najpierw zmniejszyłam dawkę do połowy, potem brałam co drugi dzień, potem co trzeci… i po jakichś trzech miesiącach już nie czułam żadnych efektów ubocznych.

Więc spokojnie, Velaxin nie wciąga jak jakieś benzo, ale po prostu trzeba się nauczyć dobrze go odstawić. Jak planujesz kiedyś zejść, to polecam mieć dużo cierpliwości i nie robić tego na hurra.

Ja już od dwóch lat jestem „czysta”, ale jak schodziłam z Velaxinu, to myślałam, że oszaleję. Najgorsze były te zawroty głowy i jakieś dziwne „przeskoki” w głowie – trudno to opisać, ale jakby mi się obraz rozmazywał na ułamek sekundy. Strasznie mnie to wkurzało.

Co do uzależnienia – moim zdaniem to bardziej przyzwyczajenie organizmu niż faktyczne uzależnienie. Bo uzależnienie to by było tak, że masz głód, musisz brać więcej, nie możesz bez tego żyć. A tutaj po prostu trzeba uważać przy schodzeniu, bo inaczej organizm się buntuje.

Jak odstawiałam, to miałam dni, że ryczałam bez powodu, a potem byłam wściekła, że kot na mnie spojrzał. Ale to mija. Najważniejsze, żeby nie odstawiać nagle. Ja byłam głupia i w pewnym momencie myślałam „a, dobra, już prawie nic nie biorę, to rzucam”. No i zgadnij, kto leżał dwa dni na kanapie, bo nie mógł wstać? Także polecam schodzić stopniowo i nie panikować – to nie narkotyk, po prostu organizm musi się dostosować

Wenlafaksyna to nie Xanax – ten lek nie uzależnia i można, a nawet trzeba, brać go regularnie i przez dłuższy czas. Zamiast myśleć „cholerny psychotrop”, lepiej uznać, że to coś, co realnie pomaga. Ja się cieszę, że mam lek, który działa, bo dzięki temu nie muszę codziennie toczyć wojny z własnym umysłem. Długo próbowałam „na siłę”, przekonana, że powinnam jakoś sama sobie poradzić. Straciłam przez to lata, dorobiłam się bezsenności, lęków, złych schematów myślowych i generalnie prawie wykończyłam się fizycznie.

Depresję najlepiej leczyć wielotorowo – leki to jedno, ale ważna jest też psychoterapia, zdrowy tryb życia, higiena snu i ruch. I nie chodzi o to, żeby od razu trenować do maratonu – wystarczy, że codziennie wyjdziesz na spacer. Warto dbać o kondycję, żeby nie spędzać całych dni przyklejonym do krzesła.

Depresja nie znosi aktywności fizycznej – im bardziej się ruszamy, tym bardziej traci nad nami kontrolę. Wiem, że ćwiczenia w depresji są o wiele trudniejsze, jakby człowiek miał przywiązane ciężarki do rąk i nóg, ale warto próbować, choćby w minimalnym stopniu. Nawet joga, rozciąganie czy zwykły spacer mogą zrobić różnicę. Jeśli ktoś mówi, że nie ma na to czasu, to znaczy, że źle ustawia priorytety. Bo jeśli nie znajdziesz chwili dla swojego zdrowia, to prędzej czy później choroba sama znajdzie na ciebie czas.