Flucinar zamiennik bez recepty - Jaki wybrać?

Flucinar nie ma bezpośredniego zamiennika dostępnego bez recepty – wszystkie maści zawierające flucynolon lub inne silne kortykosteroidy są wydawane wyłącznie na receptę.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/flucinar/co-zamiast-flucinaru

Hej wszystkim! Mam pytanko – czy ktoś z Was zna jakiś zamiennik Flucinaru, który można dostać bez recepty? Chodzi mi o coś na swędzącą, podrażnioną skórę – mam problemy ze zmianami na rękach i czasem głowie, coś w stylu egzemy czy AZS. Wiem, że Flucinar działa super, ale nie zawsze mam możliwość iść do lekarza po receptę. Może macie jakieś sprawdzone maści czy kremy, które działają choć trochę podobnie? Będę mega wdzięczna za każdą pomoc!

Ja też kiedyś leciałam tylko na Flucinarze, bo jak mnie zaczęło swędzieć i wychodziły mi takie suche placki na łokciach i za uszami, to tylko on działał. Ale odkąd muszę iść specjalnie do lekarza po receptę (a terminy u mnie w przychodni to jakiś żart), to zaczęłam kombinować z czymś bez recepty.

Dla mnie numer jeden to Bepanthen Sensiderm – on ma coś w składzie, co niby imituje naturalne kortykosteroidy, ale bez tego całego ryzyka. Nie działa tak mocno jak Flucinar, ale na mniejsze zmiany i profilaktycznie daje radę. Na noc sobie smaruję i rano już mniej czerwone, mniej swędzi.

No i jeszcze maść nagietkowa z apteki – taka zwykła, tania jak barszcz. Moja babcia ją polecała na wszystko – od ranek po opryszczkę. I coś w tym jest, bo jak już mam dosyć tych wszystkich cudownych nowoczesnych kremów, to wracam do niej jak do starej znajomej.

Jeszcze taka rada od siebie – natłuszczaj skórę często, nawet najzwyklejszą oliwką dla dzieci czy kremem Nivea. Czasem to nie brak leków, tylko przesuszona skóra robi dramat. Flucinar to ciężka artyleria, ale jak nie masz dostępu, to te delikatniejsze rzeczy też potrafią pomóc – tylko trzeba systematycznie.

Ja miałam dokładnie ten sam problem jak urodziłam drugie dziecko. Z nerwów i niedoboru snu wysypała mi się egzema na dłoniach i nadgarstkach. Straszne swędzenie, skóra schodziła płatami, czerwone jak burak, czasem aż do krwi się drapałam. Dermatolog przepisał Flucinar – działał cudownie, ale wiadomo – recepta, ograniczenia, nie wolno za długo…

Zaczęłam więc szukać czegoś dostępnego od ręki i odkryłam Dermaveel – jest bez recepty, działa na zasadzie immunomodulacji (czyli reguluje reakcję skóry, zamiast ją tłumić jak steryd). Dla mnie działał dobrze, choć trzeba chwilę poczekać na efekty, to nie steryd, nie działa z dnia na dzień. Ale już po tygodniu widziałam różnicę.

Mój starszy syn ma AZS i też mu smaruję tym kremem. Plus kąpiele z dodatkiem krochmalu albo emulsji Emolium – wiem, że to może brzmi jak zabiegi dla niemowlaka, ale serio pomaga. Skóra musi być nawilżona cały czas, bo jak się przesuszy, to potem żaden cudowny lek nie pomoże.

Na silne nawroty nic nie zastąpi Flucinaru, ale na co dzień warto mieć coś delikatniejszego, co nie szkodzi i można stosować dłużej. I to właśnie polecam z doświadczenia – nie od razu mocne działa, tylko cierpliwość i pielęgnacja.

Ja miałam wieczny problem ze skórą głowy. Swędzenie, łuszczenie się, czasem aż strupy – wyglądałam jakby mnie ktoś grabiami przejechał. Dermatolog mówił, że to łojotokowe zapalenie skóry i przepisał mi Flucinar żel. Pomagało od razu, ale jak przestawałam smarować, to wracało…

Potem przez pół roku nie mogłam się dostać do dermatologa, a zmiany wróciły, i to z hukiem. Kombinowałam. W aptece farmaceutka poleciła mi szampon Polytar (dziegciowy) – śmierdzi jak piekło, ale działa! I do tego Sudocrem na wieczór, punktowo, tylko żeby nie wcierać go za mocno, bo ciężki. Próbowałam też maści z cynkiem, takich dla dzieci – serio, działały na te drobniejsze zmiany.

I jeszcze coś – moja ciotka, która jest pielęgniarką, powiedziała mi, że jak nie mam Flucinaru, to mogę użyć czasem kremu Alantan Plus – nie działa jak steryd, ale regeneruje i koi skórę, więc przy regularnym stosowaniu zmniejsza potrzebę użycia silnych leków.

Czy działa tak dobrze jak Flucinar? Nie. Ale jak nie ma wyboru – to daje radę.

Przez całe życie miałam coś z tą skórą. Tu wyprysk, tam zaczerwienienie, a jak tylko się zdenerwuję – to wszystko mnie zaczyna swędzieć. Flucinar to mój stary znajomy, jeszcze z PRL-u. Ale dziś to już wszystko na recepty, a ja z lekarzami to się nie lubię.

No i sobie radzę jak mogę. Na mniejsze zmiany kupuję maść cholesterolową – dobra, tłusta, nawilża. Maść nagietkowa i z witaminą A też są moimi faworytami. Dają ulgę, jak piecze, i skóra szybciej się goi.

Czasem biorę nawilżający krem Ziaja Med do skóry atopowej, też bez recepty, a fajnie działa. Jak miałam kiedyś zmiany na szyi i w zgięciach łokci, to tym sobie smarowałam 3–4 razy dziennie i po tygodniu było o niebo lepiej.

Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Flucinar to mocna rzecz, ale jak nie można go dostać, to trzeba kombinować. I wiecie co? Da się.

U mnie Flucinar to była ostatnia deska ratunku, jak miałam taki okropny wyprysk kontaktowy po nowym płynie do prania. Ręce całe czerwone, swędzące, skóra pękała, no masakra. Dostałam receptę, pomogło, ale potem już nie miałam jak się wyrwać do lekarza (dziecko chore, sama na głowie wszystko).

Zaczęłam wtedy czytać fora, apteki internetowe, no wszystko. Trafiłam na krem Mediderm – tani, dostępny bez recepty i mega wydajny. Na swędzenie pomógł już po pierwszym dniu. Do tego jeszcze używałam emolientów z Rossmanna – żel Isana Med i krem Alterra z rumiankiem. Nie Flucinar, wiadomo, ale też nie placebo.

Jeszcze sobie zrobiłam taki „domowy krem”: maść z witaminą A + 2 krople olejku z drzewa herbacianego – mieszam to razem i nakładam na noc. Działa antybakteryjnie i regeneruje skórę, przy okazji tanie jak barszcz.

Jak się nie ma recepty, to trzeba być kreatywnym. Trochę poszukać, trochę pogłówkować i można znaleźć coś, co pomoże. Nie tak szybko jak steryd, ale też działa. I nie niszczy skóry na dłuższą metę.