Symfaxin ER należy odstawiać stopniowo, pod ścisłą kontrolą lekarza, zmniejszając dawkę małymi krokami co kilka dni lub tygodni, aby zminimalizować ryzyko objawów odstawiennych.
Hej, mam pytanie do osób, które brały Symfaxin i próbowały go odstawić. Jak sobie z tym poradziliście? Jak długo to trwało i jakie mieliście objawy? Boję się tego odstawienia strasznie, a jestem na 150 mg już od 2 lat i czuję, że czas coś zmienić. Będę wdzięczna za każdą szczerą odpowiedź.
Odstawienie Symfaxinu to nie spacerek po plaży, ale da się to przeżyć – tylko trzeba podejść do tego z głową. Ja byłam na nim jakieś 6 lat, różne dawki – od 75 do 225 mg. Na początku cud-miód – pierwszy lek, po którym w końcu przestałam ryczeć codziennie i mogłam normalnie iść do pracy, do sklepu, czy nawet do ludzi na kawę bez tego wewnętrznego napięcia.
Ale po czasie czułam się trochę jakby odłączona – emocje przytępione, libido nie istniało, sen niby był, ale jakiś płytki. Więc uznałam, że czas powoli schodzić. Mój lekarz był w porządku – rozpisał mi dawkowanie, najpierw zmniejszenie do 112,5 mg, potem 75, potem 37,5 – wszystko w odstępach 2–3 tygodnie. I mimo to miałam „prądy w głowie”, jakby mi ktoś przewody w czaszce plątał – tak zwane brain zaps. Mdłości, zawroty głowy, płaczliwość jak u nastolatki przed maturą. Ale przeszło.
Pomogło mi to, że dużo chodziłam na spacery, piłam melisę i… nie śmiej się – ale naprawdę jadłam dużo kiszonek. Organizm jakoś się oczyszczał i stabilizował. I nie byłam z tym sama – mąż i dzieci wiedzieli, co się dzieje, więc jak miałam gorszy dzień, to nikt nie komentował, tylko robili mi herbatę i dawali spokój. Teraz nie biorę już nic – i mimo że bywa ciężko, to wiem, że jestem sobą. Więc dasz radę. Tylko powoli, spokojnie, bez szaleństw.
Ja też miałam stracha, jak pierwszy raz pomyślałam, że trzeba zejść z Symfaxinu. Brałam go od końcówki pandemii – chyba z rok 2021 – zaczęłam od 75 mg, potem 150, i tak ładnie leciałam przez 2 lata. Na początku ratował mi życie – bez kitu. Po COVID-zie miałam taki lęk, że nie wychodziłam z domu, wszystko mnie przerażało. Symfaxin postawił mnie na nogi, poszłam do roboty, zaczęłam nawet znowu jeździć na rowerze.
Ale wiesz jak to jest – z czasem czułam się, jakbym nie miała już nic z życia. Wszystko mi było obojętne. Nic nie cieszyło. Taki stan zombie. Więc z moim lekarzem zaczęliśmy schodzić – i to naprawdę w ślimaczym tempie. Brałam np. 150 co drugi dzień, potem 75 codziennie, potem 75 co drugi dzień… I tak przez jakieś 4 miesiące.
Objawy? Hmm… miałam zawroty głowy, płakałam przy reklamie margaryny, byłam wściekła o to, że ktoś zostawił kubek w zlewie. I do tego coś jakby odrealnienie – jakby wszystko było trochę przez szybę. Ale pomogło to, że miałam zajęty umysł – robiłam na drutach, słuchałam podcastów, gadałam z ludźmi.
Najważniejsze – nie odstawiaj sama. Musi być lekarz, plan, cierpliwość. Ale da się. Serio. Teraz nie biorę nic i nawet nie sądziłam, że tak dobrze będzie mi się spało bez tabletek. Trzymam za Ciebie kciuki!