Opinie Symfaxin ER

Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Symfaxin ER? Czy zauważyliście poprawę w leczeniu depresji lub zaburzeń lękowych, takich jak uogólnione zaburzenia lękowe, fobia społeczna czy lęk napadowy? Czy wystąpiły u Was skutki uboczne, na przykład suchość w ustach, ból głowy, nudności czy nadmierne pocenie się? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla osób rozważających terapię tym lekiem – każda historia ma znaczenie!

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Od pierwszego dnia, ponad 25 lat temu, Symfaxin ER całkowicie zmienił moje funkcjonowanie – zniknęła potrzeba „skakania” na ludzi przy każdej okazji, szczególnie w słownych konfliktach. Zdiagnozowano u mnie depresję i lęki po urodzeniu dzieci, i to właśnie ten lek uratował mi życie. Nie doświadczyłam żadnych skutków ubocznych, a nawet schudłam kilka kilogramów – co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Jednak trzeba być świadomym, że odstawienie Symfaxinu ER może być wyjątkowo trudne. W moim przypadku – mimo prób – nie udało mi się całkowicie z niego zejść. Zmusiła mnie do tego zmiana psychiatry, wynikająca z problemów z ubezpieczeniem – nowy lekarz zaproponował powolne odstawienie Symfaxinu i wprowadzenie nowszego antydepresanta. Niestety – kompletnie się to nie sprawdziło.

I szczerze mówiąc – skoro coś działa, to po co to zmieniać? Dzięki Symfaxinowi jestem spokojna, zrównoważona, nie mam wybuchów emocji. Jestem po prostu szczęśliwsza i mniej nerwowa, a to dla mnie bezcenne.

Zaczęłam stosować Symfaxin ER w dawce 75 mg, kiedy trafiłam na 9 dni do ośrodka leczenia zaburzeń psychicznych – zostałam tam przyjęta z powodu myśli samobójczych. Przez pierwsze dni miałam zupełnie brak apetytu, ale ku mojemu zaskoczeniu lek zaczął działać rewelacyjnie. Po około roku, w okresie zimowym, mój lekarz podwyższył mi dawkę do 150 mg – miałam wtedy nasilenie sezonowej depresji i potrzebowałam dodatkowego wsparcia.

Byłam na Symfaxinie ER od 2022 roku aż do lutego 2024, kiedy mój lekarz rodzinny zauważył poważne zmiany w morfologii – liczba białych krwinek systematycznie spadała przez cały okres leczenia. Po odstawieniu zaczęło się najgorsze – miałam niekontrolowane tiki ciała, wahania emocji, napady złości, rzuciłam pracę, którą kochałam, i w którą włożyłam lata studiów i wysiłku. Znowu wróciły myśli samobójcze. Izolowałam się od ludzi, całymi dniami leżałam w łóżku, jedząc i nie chcąc mieć z nikim kontaktu.

Co gorsza, już podczas samego leczenia często czułam się mentalnie odcięta – jakby wyłączona. Nie potrafiłam przeżywać emocji – nie czułam ani radości, ani smutku, ani złości. Po prostu funkcjonowałam jak pusty automat. Choć początkowo ten lek mi pomógł, z czasem efekty uboczne i konsekwencje stały się nie do zniesienia.

Większość opinii, które czytam, jest raczej negatywna. Wydaje mi się jednak, że po prostu Symfaxin ER nie był odpowiednim lekiem dla tych konkretnych osób. Sama mam za sobą wiele różnych antydepresantów i leków przeciwlękowych – od kiedy w 2015 roku zdiagnozowano u mnie PTSD, przeszłam naprawdę sporo. Symfaxin ER okazał się do tej pory najskuteczniejszym lekiem, jaki stosowałam.

Trzeba jednak podkreślić jedno: jeśli kiedykolwiek pojawi się potrzeba odstawienia tego leku, należy to robić powoli i dokładnie według zaleceń lekarza. Odstawienie z dnia na dzień, na własną rękę, może skutkować bardzo nieprzyjemnymi objawami – nie warto ryzykować.

Dlatego nie należy się zrażać samymi negatywnymi opiniami – każdy organizm reaguje inaczej. W moim przypadku ten lek bardzo mi pomógł, i wierzę, że dla wielu innych osób również może być skuteczną formą terapii.

Mój lekarz przepisał mi Symfaxin ER z powodu silnych stanów lękowych. Brałam ten lek przez 5 lat. Pomógł mi na lęki – to prawda – ale kompletnie zabił moje libido i stłumił moją osobowość. Dostałam dawkę 300 mg dziennie: 175 mg rano i 175 mg wieczorem. Neurolog zasugerował, że mogę brać obie dawki rano – nie miałam pojęcia, jak fatalna to była rada. Stosowanie tego leku zniszczyło moje małżeństwo. Gdy rozwód dobiegał końca, postanowiłam odstawić lek.

Cały proces trwał pół roku. Najpierw jedna kapsułka dziennie, potem co drugi dzień, a później co trzeci. W 2011 roku natknęłam się na bloga, na którym ludzie opisywali swoje doświadczenia – “brain zaps”, paranoje, nagłe napady płaczu. Mnie osobiście nie dopadły te wstrząsy mózgu, ale miałam coś, co nazwałam „miękką głową” – gdy przekręcałam głowę w lewo lub prawo, miałam wrażenie, że mózg w czaszce się przemieszcza, jakby nie nadążał za ruchem.

Po trzech miesiącach stopniowego schodzenia z dawki nie byłam w stanie całkowicie zerwać z lekiem. Zastosowałam więc poradę z bloga: otworzyłam kapsułkę i liczyłam granulki (około 90 w jednej). Przez kilkanaście dni brałam po 60 granulek, potem przez miesiąc – 45. To był istny koszmar. Byłam wykończona ciągłym odmierzaniem. W końcu otwierałam kapsułkę, moczyłam opuszek palca i zbierałam granulat na język – tak go brałam, aż w końcu odstawiłam nagle, z dnia na dzień.

Przez kilka dni czułam się całkiem dobrze. Aż nagle, siedząc w kuchni u rodziców, ogarnęło mnie dziwne, zimne poczucie spokoju. Obok ściany stała wiatrówka i stara strzelba. Gdyby nie to, że nie miałam amunicji i nie wiedziałam, gdzie ją zdobyć – być może nie pisałabym tego dziś. Przez kolejny rok doświadczałam niezwykle dziwnego objawu: za każdym razem, gdy próbowałam się na czymś skupić, miałam wrażenie, że jakaś niewidzialna siła wciska mi głowę między ramiona. To było okropne.

Miałam też wieloletnie “zaniki pamięci”. Przyjaciółka poprosiła mnie o uszycie poduszek ogrodowych. Szyłam na maszynie od dziecka – ale wtedy, patrząc na maszynę, czułam się jakby ktoś postawił przede mną silnik samochodowy.

Na początku skutki uboczne były okropne. Miałam wrażenie, że nie dam rady tego przetrwać. Ale potem Symfaxin ER zaczął działać – pomógł mi na depresję, lęki i ataki paniki. Przez około 5 lat czułam się naprawdę dobrze, ale z czasem lek przestał działać tak skutecznie. Próbowałam go odstawić i przejść na inne leki – zarówno z grupy SNRI, jak i SSRI – ale nie byłam w stanie. Odstawienie okazało się praktycznie niemożliwe, a sam Symfaxin ER przestał działać jak dawniej.

Próbowałam też innych opcji: leków przeciwpsychotycznych, mirtazapiny, Wellbutrinu… i nic nie zadziałało. W tym momencie Symfaxin ER już ledwo mnie trzyma, znowu wracają depresja i lęki – może nie tak silne jak kiedyś, ale wciąż są. To jeden z najtrudniejszych leków do odstawienia, a fakt, że nie mam już wielu opcji terapeutycznych, sprawia, że wszystko wydaje się jeszcze trudniejsze.

Jestem w okresie okołomenopauzalnym i doświadczałam silnych napadów lęku oraz depresji, którym towarzyszyło obsesyjne zamartwianie się – do tego stopnia, że nie byłam w stanie zasnąć. Mój umysł nieustannie pracował, a nastrój zmieniał się z minuty na minutę. Potrafiłam rozpłakać się bez powodu, z byle powodu. Przepisano mi Symfaxin ER i to naprawdę odmieniło moje życie. Mój nastrój się ustabilizował, zniknęło poczucie nadchodzącej katastrofy, które wcześniej mnie nie opuszczało. W końcu mogę spokojnie zasnąć i ogólnie czuję się o wiele lepiej. Jedynym skutkiem ubocznym, jaki zauważyłam, jest mniejsze libido, ale mam nadzieję, że z czasem to się wyrówna.

Mam teraz 76 lat, więc przynajmniej po tym widać, że Symfaxin ER utrzymał mnie przy życiu i funkcjonowaniu przez te wszystkie lata. Przyjmuję ten lek właściwie odkąd pojawił się na rynku – od początku jego dostępności. Obecnie stosuję dawkę podtrzymującą 300 mg dziennie, którą utrzymuję już od wielu lat. Z czasem musiałem ją zwiększać, żeby nadal czuć się w miarę „normalnie” i nie wracać do stanu sprzed leczenia. Na tym etapie życia bardzo chciałbym odstawić ten lek, ale sama myśl o tym mnie przeraża. Nie wyobrażam sobie, jak miałoby to wyglądać i jak mój organizm poradziłby sobie bez niego.