U mnie się zaczęło od tego, że miesiączki zaczęły szaleć jak zwariowane. Raz przyszła po 40 dniach, raz po 60, potem dwa miesiące cisza. Na początku myślałam, że to stres, bo pracowałam wtedy jak wół – i w robocie, i w domu z dzieciakami.
Ale potem zaczęłam zauważać inne rzeczy: straszne zmęczenie, takie że nie chciało mi się ruszać z kanapy. W pracy robiłam kawę za kawą i dalej przysypiałam. No i co najdziwniejsze – bolały mnie piersi jak przed okresem, cały czas. Czasem nawet coś tam wypływało jak ścisnęłam brodawkę. A dzieci nie karmiłam już od 4 lat, więc coś było nie tak.
No i libido – totalnie zniknęło. Jakby ktoś mi to wyciął z życia. Mąż myślał, że go nie kocham, a ja po prostu nie miałam ochoty na nic.
Zrobiłam badania – prolaktyna prawie 1700. Lekarz powiedział, że to cud, że w ogóle jakoś funkcjonuję.
Dostinex pomógł, ale początki były ciężkie. Teraz mam w miarę stabilnie, cykle się unormowały, libido wróciło (hurra! ), no i czuję się jak człowiek.
Także jak coś Ci nie pasuje – idź, walcz, nie czekaj. Bo ta prolaktyna potrafi rozwalić wszystko po cichu.