Kiedy pierwsze efekty Euthyrox?

Euthyrox, lek zawierający lewotyroksynę, zaczyna działać po około 2-4 tygodniach. W tym czasie organizm zaczyna przyswajać hormon, co prowadzi do stopniowego wyrównania jego poziomów we krwi i pierwszych oznak poprawy. Mimo że początkowe efekty mogą być zauważalne już w tym okresie, pełna stabilizacja hormonalna i wyraźna poprawa mogą zająć kilka miesięcy. Lewotyroksyna (T4), czyli syntetyczny hormon tarczycy zawarty w Euthyroxie, działa stopniowo. Na ogół potrzeba 2-4 tygodni, aby organizm dostosował się do nowego poziomu hormonów. W tym okresie pacjenci często zauważają pierwsze zmiany, jak poprawa energii i nastroju, choć efekty te mogą być subtelne.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/euthyrox/kiedy-pierwsze-efekty-euthyrox

Hej! Jak długo brałyście Euthyrox zanim zauważyłyście poprawę? Ja zaczęłam w piątek z dawką N25 i mam wrażenie, że już coś się zmienia. Nie puchnę, czuję się lżej, mam więcej energii, mniej zmęczenia i nawet apetyt jakby mi się zmniejszył. Czy to naprawdę możliwe, żeby tabletki działały tak szybko? A może to raczej efekt psychologiczny – sama świadomość, że w końcu znam diagnozę, mnie jakoś “podkręca”? Co o tym myślicie? :blush:

Jasne, że możliwe, ale u mnie poprawa pojawiła się dopiero po około trzech miesiącach, kiedy doszłam do dawki 100. N25 okazała się zdecydowanie za niska. Każdy organizm reaguje trochę inaczej.

Od momentu, kiedy zaczęłam brać Euthyrox 50, zauważyłam dużą poprawę. Mam mniejszy apetyt, zaparcia ustąpiły, a mój umysł jest jakby bardziej klarowny. Psychicznie czuję się naprawdę świetnie, choć to dopiero kilkanaście dni. Na pełne efekty pewnie trzeba jeszcze trochę poczekać, ale już teraz widzę różnicę! :blush:

U mnie pierwsze zmiany pojawiły się po czterech dniach brania połówki Letroxu 50 – poczułam większą stabilność emocjonalną. Teraz od 10 dni biorę całą tabletkę L50 i faktycznie czuję się lepiej, szczególnie rano, aż do około 14-15. W tym czasie jestem mniej ospała, mniej rozdrażniona, choć wulkanem energii bym siebie nie nazwała. Problem zaczyna się popołudniu – około 14-15 następuje zjazd, a do wieczora samopoczucie leci jeszcze bardziej w dół, nawet poniżej tego, co było przed leczeniem. Mogę niemal co do minuty wskazać moment, bo nagle czuję, jakbym „więdła” – wraca płaczliwość, brak sił i chęci na cokolwiek, a do tego zmarznięta zakładam cieplejszy sweter.

I teraz mam zagwozdkę – czy to już sygnał, żeby zwiększyć dawkę? Endokrynolog mówił, że L50 to dawka początkowa, a nie docelowa, ale kazał czekać z badaniami jeszcze około miesiąca. Zastanawiam się, czy organizm potrzebuje więcej czasu, żeby się nasycić hormonem, czy powinnam już działać.

U mnie już po 2-3 dniach od rozpoczęcia leczenia ruszyło wypróżnianie, chociaż na forum mówiono, że to niemożliwe. Kilka dni później zauważyłam więcej energii, ale popołudniowe „zjazdy” były bardzo wyraźne i trudne do zniesienia. Teraz mija trzeci tydzień leczenia i widzę sporo zmian: nie jestem już senna ani zmęczona, brzuch się zmniejszył (optycznie nie jest już wydęty), a apetyt prawie zniknął. Niestety huśtawki nastrojów i płaczliwość wciąż mi towarzyszą.

Ostatnio miałam jeden dzień pełen energii – czułam się zadowolona, szczęśliwa i znów optymistyczna. To było niesamowite! Ale następnego dnia pojawił się totalny spadek: myśli były beznadziejne, a ja nie mogłam się zmusić do żadnych działań.

Widzę jednak, że coś się zmienia, bo zaczęły pojawiać się dobre dni. W te dni staram się nadrabiać zaległości i odhaczam rzeczy, które długo czekały. Natomiast kiedy znów jest gorzej, odpuszczam – nauczyłam się, że nie ma sensu walczyć na siłę ze sobą. Wszystko poczeka na kolejny dobry dzień.

Najtrudniejsze jest to, że nie czuję dużego wsparcia ze strony najbliższych. Oni myślą, że skoro mam diagnozę i leki, to już wszystko powinno być dobrze. To mnie dodatkowo dołuje, bo w rzeczywistości leczenie to proces, który wymaga czasu i cierpliwości.

A ja chyba za wcześnie się ucieszyłam… Przez pierwsze 3-4 dni czułam się świetnie – pełna energii, z takim „jasnym umysłem”, wszystko wydawało się prostsze. Niestety, to nie trwało długo. Teraz znowu wróciłam do punktu wyjścia: zmęczona, bez energii, bez życia… Mam wrażenie, że ta dawka początkowa jest za mała. Tabletki biorę dopiero od tygodnia, więc może potrzebuję jeszcze czasu, ale trochę mnie to przytłacza.

A ja miałam dokładnie tak samo! Na początku, przez pierwsze kilka dni, czułam ogromną poprawę – energia, jasność myślenia, wszystko wydawało się iść w dobrą stronę. Niestety, po kilku dniach znowu wróciło zmęczenie, brak energii i ten sam „przygaszony” stan co wcześniej. Zaczynam się zastanawiać, czy to kwestia zbyt małej dawki na początek, czy po prostu organizm potrzebuje więcej czasu na adaptację. Biorę dopiero od tygodnia, więc chyba muszę uzbroić się w cierpliwość… choć łatwo nie jest.

W sierpniu zaczęłam pierwszy raz brać Euthyrox, również od dawki 25 µg. Na początku, przez pierwsze dwa tygodnie, czułam ogromną poprawę – ustąpiły zaparcia, a ogólnie samopoczucie było wyraźnie lepsze. Niestety, po tych dwóch tygodniach objawy niedoczynności tarczycy zaczęły wracać.

Teraz stopniowo zwiększam dawki i widzę coraz lepsze efekty. Regularnie, co 6-7 tygodni, robię kontrolne badania, żeby monitorować wyniki, a dawki leków dostosowywane są właśnie na ich podstawie. Powoli, ale systematycznie, wszystko idzie w dobrą stronę.