Kiedy zaczyna działać Paroxinor?

Paroxinor zaczyna działać po około 2–4 tygodniach regularnego stosowania.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/paroxinor/kiedy-zaczyna-dzialac-paroxinor

Cześć wszystkim. Zaczęłam brać Paroxinor tydzień temu i na razie czuję się bardziej rozbita niż wcześniej. Mam wrażenie, że moje lęki są silniejsze, a do tego dochodzi jakiś niepokój, uczucie jakby mnie coś ściskało w klatce piersiowej. Czy to normalne? Kiedy Wy poczuliście, że ten lek zaczyna naprawdę działać? Jestem trochę przerażona i zastanawiam się, czy to w ogóle ma sens…

Ja też na początku myślałam, że ten lek to jakaś pomyłka. Pierwsze dwa tygodnie to był dramat. Serio, jakby wszystko się pogorszyło. Pamiętam, jak w trzecim dniu obudziłam się z sercem walącym jak młotem i myślą, że zaraz umrę. A przecież miałam się lepiej czuć, prawda? Tyle się nasłuchałam o tym, jak to ma „wyrównać serotoninę” czy coś, a ja się czułam jak przed jakimś sądem ostatecznym.

Ale nie przerwałam. Bo gdzieś w sobie miałam taką iskrę: a może jednak, może za rogiem jest ten lepszy dzień. I wiesz co? Około trzeciego tygodnia coś się zaczęło zmieniać. Nie była to od razu jakaś wielka poprawa, nie skakałam z radości. Ale… przestałam płakać przy śniadaniu. Przestałam budzić się z paniką w środku nocy. Zaczęłam patrzeć na ludzi na ulicy i nie bałam się ich spojrzenia.

To nie był cud, tylko małe kroki. Takie malutkie kroczki do przodu, których nie zauważasz, dopóki się nie obejrzysz i nie pomyślisz: „kurde, ja już nie jestem tam, gdzie byłam”. Teraz jestem już kilka miesięcy na Paroxinorze i żyję – serio żyję. Nie wegetuję. Idę do pracy, czasem się śmieję, raz w miesiącu obejrzę komedię romantyczną i nie mam ochoty jej wyłączyć po 5 minutach.

Nie jesteś sama. To się układa. Tylko daj sobie czas, daj temu ciału i duszy chwilę, żeby się przyzwyczaiły. Trzymam kciuki, bardzo.

U mnie to było tak: zaczęłam brać Paroxinor po trzech latach życia w trybie zombie. Nie przesadzam. Rano wstawałam, parzyłam herbatę, siadałam przy stole i tak potrafiłam siedzieć godzinę. Nie dlatego, że było mi dobrze. Po prostu nie czułam nic – ani strachu, ani spokoju, nic. Pustka.

Pierwsze dni z lekiem były jak podróż przez mgłę. Czułam się otępiała, czasem mnie mdliło, czasem miałam ochotę zasnąć w wannie (na sucho). Ale… po dwóch tygodniach miałam taki moment: siedziałam w lesie, bo chodzę tam często, i nagle poczułam zapach sosen. Serio. Tak prawdziwie, tak jakby pierwszy raz. A potem zobaczyłam jakiś mech na drzewie i myślę: „O Boże, to jest piękne”. Zrobiłam zdjęcie. To było takie… przebudzenie. Nie euforia, nie szczęście – ale jakaś reakcja. Jakby mój mózg powiedział: „o, coś się ruszyło”.

I potem powoli, bardzo powoli zaczęło się robić lepiej. Nie przestałam mieć złych dni. Ale przestałam się w nich topić. Zaczęłam sięgać po książki, których nie ruszałam od liceum. Kupiłam rolki. Śmiałam się, kiedy wywaliłam się na chodniku.

Więc jeśli pytasz, kiedy zaczyna działać Paroxinor, to ja Ci powiem: u mnie po trzech tygodniach było to pierwsze „mrugnięcie” normalności. A potem po miesiącu – znów poczułam siebie

Ojjj, pamiętam ten czas jakby to było wczoraj, choć minęło już chyba z półtora roku. Brałam Paroxinor w takim momencie życia, że nawet nie miałam siły się bać – byłam po porodzie, z depresją poporodową tak ciężką, że przestałam odczuwać więź z córką. Myślałam, że jestem okropną matką. Patrzyłam na nią i czułam… NIC. I ten strach, że ona to czuje, że ja nie jestem prawdziwa.

Paroxinor dostałam od psychiatry z nadzieją, że chociaż troszkę mnie odratuje. Pierwszy tydzień? Płacz, zawroty głowy, poty nocne takie, że prześcieradło trzeba było zmieniać. A do tego wyobrażenia, że coś mi się stanie. Ale nie przestałam brać. W głowie miałam tylko jedno: muszę być dla niej. Muszę wrócić.

I tak dzień za dniem. Najpierw nic. Potem… może coś? Po dwóch tygodniach złapałam się na tym, że śpiewam jej kołysankę. Sama z siebie. Bez przymusu. I śpiewając poczułam wzruszenie. Prawdziwe. Jakby coś pękło.

Potem już tylko lepiej. Czasem powoli, czasem nagle. Ale wracałam. Teraz, jak patrzę na Zosię, to wiem, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I cieszę się, że nie odpuściłam.

Więc jeśli pytasz, kiedy działa – u mnie zaczęło po około trzech tygodniach. Ale to nie był punkt zwrotny jak w filmie. To był początek wchodzenia po drabinie. I warto było.