Pierwsze dni Paroxinor

W pierwszych dniach terapii Paroxinorem pacjenci mogą doświadczać działań niepożądanych, takich jak nudności, bóle głowy, zawroty głowy, suchość w ustach, senność lub bezsenność.


Temat jest powiązany z: https://medyk.online/lek/paroxinor/jak-wygladaja-pierwsze-dni-stosowania-paroxinor/

Od wczoraj biorę Paroxinor i… sama nie wiem. Przeczytałam w necie kilka rzeczy, w tym taki artykuł o pierwszych dniach leczenia, i niby wszystko tam ładnie opisane – że może być dziwnie, że trzeba przeczekać itp. Ale ja chciałabym usłyszeć od zwykłych ludzi, nie ekspertów – jak to wyglądało u Was? Pierwsze dni, pierwszy tydzień – co się działo, co czuliście? Bać się? Nie bać się? Co mnie może czekać? Będę wdzięczna za każdy głos. Serio.

Jakbym siebie widziała 4 miesiące temu. U mnie pierwszy dzień był spokojny – wzięłam tabletkę rano i… czekałam na coś strasznego, bo tak się naczytałam. Ale było w miarę okej. Ale drugiego dnia zaczęła się jazda. Takie uczucie jakby mnie coś ściskało w środku, jakby ktoś odpalił w moim brzuchu mały silnik. Do tego ból głowy, jak po zarwanej nocy, suchość w ustach (jakbym piła piasek), i taka… dziwna bezsenność – niby zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Ale najgorsze to było w głowie. Nie wiem jak to opisać… taki niepokój znikąd, jakby moje ciało wiedziało, że coś jest nie tak, a mózg jeszcze nie nadążał.

Chciałam rzucić wszystko już po trzech dniach. Ale nie zrobiłam tego, bo wzięłam urlop i powiedziałam sobie – „dobra, tydzień wytrzymam”. I wiesz co? Po tygodniu było jakby lepiej. A po dwóch miałam pierwszą normalną noc, bez lęków, bez łez, bez kołatania serca. Więc nie poddawaj się. Tylko nie oczekuj, że będzie lekko – będzie dziwnie, może nawet strasznie. Ale to minie. Przytulam mocno, bo wiem, co czujesz.

U mnie pierwsze dni były… jak zły trip, nie ma co owijać. Ale z perspektywy czasu – było warto. Pierwsza tabletka – i już wieczorem czułam się taka… oderwana. Niby jestem, ale jakby mnie nie było. Dziwny ścisk w głowie, uczucie jak po jednej lampce wina za dużo.
Drugi dzień? Zawroty głowy. Takie, że nie mogłam normalnie zejść po schodach. Dodatkowo senność, ale taka nie dająca ulgi – niby człowiek śpi, ale wstaje zmęczony.
Czwartego dnia miałam już kryzys. Myślałam: „po co mi to, może jestem nienormalna, może to tylko pogorszy wszystko.” I wtedy moja córka powiedziała mi coś, co mnie zatrzymało – „mamo, pierwszy raz od dawna się do mnie uśmiechnęłaś.” Popłakałam się.

I zostałam przy leku. I teraz, po 3 miesiącach, nie wyobrażam sobie życia sprzed Paroxinoru. Więc tak – pierwsze dni to nie spacerek. Ale to fundament. Jak przy remoncie – najpierw burdel, kurz, gruz. Potem nowe życie.

U mnie było… dziwnie. Nie tragicznie, nie cudownie – po prostu dziwnie.
Wzięłam tabletkę rano, poszłam do pracy, i przez pół dnia miałam wrażenie, że jestem jakby na lekkim haju. Nie że wesoła – raczej taka… odklejona. Koleżanka coś mówi, ja słyszę, ale nie przetwarzam. Na drugi dzień miałam sucho w ustach tak, że wypiłam chyba z 3 litry wody. Po trzech dniach – bezsenność. Myśli krążyły jak chomik w kołowrotku. Ale nic nie bolało, nie miałam jakichś dramatów emocjonalnych. Tylko ten stan „pomiędzy” – jakby moje ciało jeszcze nie wiedziało, co ma robić. I tak przez tydzień. A potem?

Nagle, jakby coś zaskoczyło. Zaczęłam rano się budzić z uczuciem, że może dziś nie będzie źle. A potem – że może będzie nawet dobrze. Nie chcę cukrować – początki są osobliwe. Ale da się je przejść.