Opinie Paroxinor

Jakie są Wasze doświadczenia ze stosowaniem leku Paroxinor? Czy zauważyliście poprawę w leczeniu depresji, zaburzeń lękowych, nerwicy natręctw lub innych dolegliwości, w których stosuje się ten lek? Czy wystąpiły u Was jakieś skutki uboczne, takie jak nudności, zawroty głowy, problemy ze snem czy zmiany masy ciała? Wasze opinie mogą być cennym wsparciem dla osób rozważających terapię tym lekiem – każda historia ma znaczenie!

  • Bardzo dobrze
  • Przeciętnie
  • Słabo
0 głosujących

Na początku było ciężko. Brałam Paroxinor i przez pierwsze tygodnie miałam wrażenie, że nic się nie zmienia. W sumie dopiero po 6–8 tygodniach poczułam, że coś się „przełącza”. A wcześniej? Codziennie walczyłam ze sobą. Silny lęk uogólniony, agorafobia, ciągły niepokój. Bałam się wyjść z domu, bałam się iść do sklepu, bałam się, że coś się stanie, a ja nie dam rady zareagować. Serce waliło mi jak szalone od samego poranka, potrafiłam siedzieć kilka godzin i analizować, czy przypadkiem nie zemdleję, nie umrę, nie dostanę zawału. Koszmar.

Wcześniej próbowałam wielu leków, ale nic nie pomagało.
Brałam Cital, potem Asertin i Efectin – zero efektu.
Dostałam też kiedyś Buspiron, ale też nic.
Tylko Xanax (czyli alprazolam) albo Klonazepam pomagały doraźnie, kiedy już naprawdę nie dawałam rady – ale wiadomo, że to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę.

Dopiero Paroxinor, w dawce 20 mg dziennie, wprowadził mnie z powrotem w życie. Dzisiaj mijają 4 miesiące od momentu, gdy go zaczęłam brać. I czuję się, jakbym znów była sobą.

  • Nie boję się już wychodzić z domu
  • Jeżdżę autobusem, pociągiem, nawet byłam już raz w samolocie
  • Zaczęłam znowu ćwiczyć, chodzić na spacery, siłownię – i nie panikuję, gdy serce zaczyna bić szybciej
  • Ostatnio nawet pojechałam sama do galerii handlowej – coś, co kiedyś było absolutnie nierealne
  • Znów mam ochotę spotykać się z ludźmi, coś planować, robić drobne przyjemności

Wiem, że ten lek nie działa od razu, że trzeba dać mu czas i że początki mogą być trudne. Ale warto. Dla mnie Paroxinor to był przełom – pierwszy lek, który naprawdę pozwolił mi znów poczuć, że jestem żywa, że coś mogę, że nie muszę się bać każdej sekundy.

Oczywiście – każdy organizm jest inny. Jednym pomoże szybciej, innym wolniej, a są tacy, którym może w ogóle nie podpasuje. Ale jeśli ktoś się zmaga z podobnym lękiem i bezsilnością, jak ja kiedyś, to moim zdaniem warto spróbować. I nie poddawać się po pierwszych dniach czy tygodniach. Czasem po prostu trzeba przeczekać burzę, żeby w końcu mogło wyjść słońce.

Brałam Paroxinor przez 19 lat. I przez te wszystkie lata naprawdę czułam się dobrze – lęki zniknęły, depresja odeszła w cień, mogłam żyć normalnie, śmiać się, funkcjonować bez wiecznego napięcia i smutku. Jasne, przez ten czas przytyłam jakieś 18–20 kg, ale… byłam szczęśliwa. Miałam apetyt, miałam energię, nie musiałam walczyć ze sobą o każdy dzień.

W maju lekarz zaproponował, żeby spróbować czegoś innego – powiedział, że Escitalopram (np. Elicea, Sertagen) działa łagodniej, może mniej „rozleniwia metabolizm”. No i faktycznie – zaczęłam chudnąć. Schudłam aż 11 kg w kilka miesięcy, co wcześniej było niemożliwe. Brzmi super, nie?

Tylko że z czasem wszystko, z czym walczyłam przez lata, wróciło. Zaczęły się lęki, spadki nastroju, przygnębienie bez powodu. Nie miałam siły rano wstać, unikałam ludzi, zaczęły się też problemy ze snem – a gdy lekarz zwiększył dawkę z 10 mg na 20 mg, to już całkiem przestałam sypiać.

Mam dość. Wracam do Paroxinoru. Wolę być grubsza, ale żyć spokojnie, uśmiechać się i czuć siebie, niż patrzeć na wagę z dumą, ale płakać bez powodu, unikać świata i bać się jutra. Czasem szczęście waży więcej niż się wydaje.

Mam 24 lata i przez większość mojego życia czułam się tak, jakbym tylko funkcjonowała, nie żyła. Wszystko było wieczną walką. Lęk, napięcie, poczucie, że nie pasuję do świata, że jestem ciągle „nie dość dobra”. Mój perfekcjonizm mnie niszczył, a lęk społeczny sprawiał, że unikałam ludzi, chociaż w głębi duszy chciałam ich mieć blisko. W pracy nie mogłam się skupić, bałam się odezwać, wszystko analizowałam po sto razy, a wieczorami płakałam w samotności i nikt o tym nie wiedział.

Bałam się wziąć Paroxinor, bo opinie w internecie potrafią przerazić. Ale byłam już tak zmęczona, że postanowiłam zaryzykować. I to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.

Na początku miałam trochę trudności – przez pierwszy miesiąc brałam lek na noc i budziłam się z mdłościami. Czułam, jakby organizm się buntował. Dopiero kiedy zaczęłam brać go rano, objawy się wyciszyły. Czasami zdarza mi się lekki zawrót głowy, zwłaszcza jeśli zapomnę tabletki, ale to naprawdę drobiazg w porównaniu z tym, przez co przechodziłam wcześniej.

Po kilku tygodniach zaczęłam czuć, że coś się zmienia. Najpierw delikatnie. Potem coraz wyraźniej. Nagle okazało się, że potrafię skupić się na pracy bez wewnętrznego chaosu, że umiem spojrzeć komuś w oczy, że nie boję się powiedzieć własnego zdania. I że mogę siedzieć sama ze sobą bez tego gnębiącego uczucia, że coś jest ze mną nie tak. Naprawdę – czuję się spokojna, obecna, po prostu ja. Tylko taka ja, jakiej wcześniej nie znałam.

Jeśli się boisz, jeśli masz wątpliwości, jeśli tak jak ja siedzisz godzinami i czytasz te wszystkie dramatyczne opinie – chcę ci tylko powiedzieć, że są też dobre historie. Moja jest jedną z nich. I może twoja też taka będzie.

Zacznę od jednej rzeczy: każdy organizm jest inny, i nie każdemu ten sam lek pomoże tak samo. Ale jeśli mam być szczera – u mnie Paroxinor był wybawieniem, takim prawdziwym, głębokim, wręcz przełomowym. Mam teraz 30 lat, a zaczęłam go brać jak miałam 19. Wtedy świat walił mi się na głowę, a w mojej głowie był tylko lęk, napięcie, gonitwa myśli, serce bijące jak szalone i uczucie, że za chwilę coś złego się wydarzy, nawet jak siedziałam bezpiecznie w domu.

Pierwszym lekiem, jaki przepisał mi lekarz, był Sertraline (np. Sertralina Zentiva, Asentra). Niestety – po trzech dniach czułam się jeszcze gorzej. Lęk się nasilił, nie mogłam spać, nie mogłam jeść, miałam ataki paniki i byłam kompletnie roztrzęsiona. Od razu odstawiłam, bo czułam, że to mnie niszczy. Wróciłam do lekarza i wtedy powiedział, że spróbujemy Paroksetyny – dostałam ją jako Paroxinor.

I nie wiem, jak to w ogóle możliwe, ale u mnie zadziałała niemal natychmiast. W ciągu kilku godzin miałam wrażenie, że ktoś mi zdjął z pleców cały ten ciężar, który nosiłam przez lata. Przestałam analizować wszystko w kółko, serce się uspokoiło, myśli zwolniły. Nagle zrobiło się cicho. Cicho w głowie. Po raz pierwszy w życiu mogłam myśleć spokojnie, bez lęku i chaosu.

Nie chcę robić komuś fałszywej nadziei, bo wiem, że nie każdy zareaguje tak szybko jak ja. Ale czasem warto dać sobie szansę. Ja wtedy naprawdę czułam, że Paroxinor uratował mi życie. I to nie jest przesada. Gdyby nie on, nie wiem, gdzie dziś bym była.

Naprawdę się bałam. Zanim zaczęłam brać Paroxinor, przeczytałam chyba pół internetu. Same koszmarne opinie, pełne lęku, skutków ubocznych i dramatycznych historii. Miałam wrażenie, że każda kolejna recenzja tylko mnie pogrążała. Siedziałam godzinami na Google, czytając w kółko te same straszaki, i modliłam się, żeby w końcu znaleźć jedną pozytywną historię, która da mi nadzieję.

I dziś piszę to właśnie dla tej osoby, która teraz to samo przeżywa. Brałam Paroxinor przez prawie dwa lata i nie tylko wróciłam do siebie – wróciłam lepsza niż wcześniej.

  • Lęki się uspokoiły, zaczęłam funkcjonować normalnie

  • Nie miałam dziwnych efektów ubocznych, o których czytałam

  • Nie przytyłam – może dlatego, że ćwiczę kilka razy w tygodniu, ale fakt jest faktem: waga się trzymała

  • Nawet odstawienie nie było takie straszne – trochę więcej napięcia, ale bez tragedii

Wcześniej faktycznie miałam zły epizod z jednym lekiem (nie pamiętam już nawet nazwy), ale odstawiłam go po dwóch dniach, bo od razu czułam, że to nie to. I to chyba jest najważniejsze: słuchać swojego ciała. Jeżeli coś cię rozkłada i sprawia, że czujesz się źle, to nie ciągnij tego na siłę. Ale z kolei nie przekreślaj leku tylko dlatego, że ktoś miał zły dzień i napisał dramatyczny komentarz.

Ja też się bałam. Ale Paroxinor naprawdę mi pomógł. I jeśli siedzisz teraz z bijącym sercem i zastanawiasz się, czy zacząć – to wiedz, że są osoby, którym on naprawdę poprawił życie. Nie wszyscy mają ciężko. Czasem właśnie dzięki niemu można się w końcu spokojnie uśmiechnąć.

Jakieś 6–8 tygodni temu lekarz przepisał mi Paroxinor 10 mg (teraz biorę 20 mg) oraz alprazolam 0,25 mg na złagodzenie lęków. I nie będę owijać w bawełnę – pierwsze tygodnie były trudne. Byłam wykończona. Wracałam ze szkoły i praktycznie od razu zasypiałam. Miałam bóle głowy, mdłości, a lęk… przez chwilę nawet się nasilił. Na szczęście ten alprazolam trochę pomagał się uspokoić, więc przetrwałam.

Ale dzisiaj, po kilku tygodniach, czuję się jak zupełnie inna osoba. Od dwóch tygodni nie sięgam już po Xanax – lęki znacznie się zmniejszyły, mam w sobie więcej spokoju, oddechu, poczucia, że będzie dobrze. Depresja też odpuściła, coraz rzadziej mam czarne myśli czy poczucie bezsensu. Kilka miesięcy temu bałam się wyjść z domu, nie chciałam widywać ludzi, nie miałam siły na ćwiczenia ani na nic. Wszystko mnie przerastało, byłam emocjonalną ruiną.

A teraz? Chodzę do szkoły z uśmiechem. Znów mam ochotę ćwiczyć. Spotykam się z ludźmi. Jestem towarzyska, bardziej obecna, po prostu znów zaczynam być sobą.

Zawsze miałam w sobie to dziwne uczucie, że coś jest nie tak. Nie chodziło o jakiś konkretny objaw, tylko taki ogólny stan – ciągły ciężar, jakby życie było czymś, co trzeba przetrwać, a nie czymś, z czego można się cieszyć. Myślałam, że po prostu taka jestem – wrażliwa, przytłoczona, może trochę „słaba psychicznie”. Ale dziś wiem, że to była depresja, z którą żyłam przez lata, nawet o tym nie wiedząc.

Przyszedł moment, który wszystko we mnie rozbił – rozstanie z kimś, na kim mi zależało. Nie było to moje pierwsze nieudane uczucie, ale właśnie wtedy coś we mnie pękło. Pojawiło się to, co tłumiłam od dawna: smutek, lęk, poczucie winy, totalna pustka. Zaczęłam godzinami siedzieć w internecie, czytać, robić testy na depresję, na stany lękowe, szukać jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie: „co jest ze mną nie tak?”.

W końcu zdecydowałam się pójść do lekarza. To była najtrudniejsza decyzja – przyznać przed sobą, że potrzebuję pomocy. Po kilku rozmowach dostałam receptę na Paroxinor. Lekarz powiedział, że to może być coś, co pomoże mi się ustabilizować, odzyskać kontrolę nad sobą, wyciszyć emocje.

I nie będę udawać, że mam pewność, że to będzie cud. Mam mnóstwo wątpliwości. Ale jednocześnie czuję, że już nie chcę dłużej tak żyć – udając przed wszystkimi, że wszystko gra. Bo nie gra.

Moja depresja nie wyglądała jak z filmów – nie leżałam całymi dniami w łóżku. Wstawałam, chodziłam do pracy, rozmawiałam z ludźmi. Tylko że wszystko było na pokaz. Uśmiech na twarzy, a w środku pustka. Nikt o tym nie wiedział. Nawet najbliżsi. Wolałam milczeć, niż się otworzyć i usłyszeć, że przesadzam.

Straciłam przez to dwie relacje. Obie z bardzo wartościowymi osobami. Ale moja niskie poczucie własnej wartości, brak pewności siebie, wieczne przekonanie, że „ktoś lepszy na pewno by się sprawdził lepiej” – to wszystko rozkładało te związki od środka. Miałam w sobie przeświadczenie, że i tak zostanę porzucona, bo „kto by chciał być z kimś takim jak ja?”. I ostatecznie to ja sama podcinałam te więzi, zanim zdążyły się rozwinąć.

Nie potrafię się skupić. Trudno mi podjąć decyzję nawet w najprostszych sprawach. W głowie chaos, jakby wszystko było przefiltrowane przez mgłę. Najgorsze jest to, że już nawet nie pamiętam, jak to jest czuć się normalnie. Czasami patrzę na innych ludzi i zastanawiam się, jak to jest po prostu być… szczęśliwym.

Paroxinor to dla mnie krok, może niełatwy, ale bardzo potrzebny. Nie oczekuję cudów. Ale jeśli ten lek pomoże mi odzyskać choć trochę siebie, poczuć odrobinę wewnętrznego spokoju, przestać się karać za wszystko, to znaczy, że było warto.

Nie chcę marnować kolejnych lat. Już za dużo czasu straciłam na bycie tylko „obecną”, ale nieobecną. Chcę naprawdę żyć, a nie tylko przetrwać. I może właśnie ten mały biały lek będzie początkiem tej drogi.

Na wstępie chcę powiedzieć jedno: nie dajcie się przestraszyć opiniami o ogromnym przybieraniu na wadze po Paroxinorze. Oczywiście – nie twierdzę, że inni zmyślają albo że nie mają racji. Wierzę, że u niektórych tak się dzieje. Ale serio – każdy organizm reaguje inaczej i to, co dla jednej osoby jest problemem, u innej w ogóle się nie pojawi.

Jak tylko zaczęłam czytać o możliwym tyciu po paroksetynie, to prawie z miejsca chciałam dzwonić do lekarza i prosić o coś innego. Bałam się, że przytyję, że nie będę mogła nad sobą zapanować, że się rozrosnę jak balon. Ale potem pomyślałam – dobra, dam temu lekowi uczciwą szansę. I wiecie co? Nie tylko nie przytyłam – ja wręcz schudłam. Nie miałam apetytu, nie miałam ochoty na jedzenie, czasem musiałam się wręcz zmuszać, żeby coś przekąsić. Znajomi zauważyli, że wyglądam szczuplej, pytali, co zmieniłam. A ja nic nie zmieniłam – po prostu Paroxinor zupełnie inaczej na mnie wpłynął, niż się spodziewałam po tym, co przeczytałam w internecie.

I jeszcze jedno – zniknęła moja fobia społeczna. To, co wcześniej było dla mnie barierą nie do przejścia – rozmowy z ludźmi, wyjścia do sklepu, kontakt telefoniczny – nagle stało się… zwyczajne. Bez stresu, bez duszności, bez czarnych myśli, że coś pójdzie nie tak. Więc jeśli ktoś teraz siedzi i boi się, że przytyje, że będzie źle, że ten lek zniszczy sylwetkę – to serio, nie musi tak być. Możliwe, że u Ciebie zadziała zupełnie inaczej. I możliwe, że nie tylko nie przybierzesz, ale zyskasz coś o wiele ważniejszego – spokój wewnętrzny i odwagę, żeby wyjść do świata.

Zaczęłam brać Paroxinor 7 miesięcy temu, kiedy byłam w najgorszym stanie psychicznym w życiu. Depresja kliniczna, ataki paniki po kilka razy dziennie, ciało wiecznie spięte jakby gotowe do ucieczki. Na dodatek natręctwa i kompulsje – ciągłe sprawdzanie, analizowanie, powtarzanie zachowań, myśli, które nie dawały mi spokoju. Miałam za sobą trudne przeżycie emocjonalne, które całkowicie mnie rozsypało. Miałam wrażenie, że mój mózg działa na pełnych obrotach 24/7 i nie da się tego wyłączyć.

Od początku, jak tylko zaczęłam leczenie, prowadziłam dziennik objawów – codziennie zapisywałam, jak się czuję, co się zmienia, jakie mam skutki uboczne. To było moje codzienne wsparcie, sposób na ogarnięcie tego, co działo się w głowie i w ciele. I wiecie co? Po jakimś czasie po prostu przestałam pisać. Nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało. Ale nagle zrozumiałam: nie czułam już potrzeby wylewania bólu na papier, bo ból… zniknął.

Lek z czasem działał coraz lepiej. Początkowo brałam 20 mg, później lekarz zwiększył mi dawkę do 30 mg i to był strzał w dziesiątkę. Nie twierdzę, że wszystko w życiu stało się idealne, ale wewnętrznie czuję się spokojna, zrównoważona, prawdziwie szczęśliwa. I to uczucie było dla mnie czymś nowym. Naprawdę nowym.

Paroxinor nie zmienił mnie w kogoś innego – wręcz przeciwnie, pozwolił mi odzyskać samą siebie spod warstw lęku, natrętnych myśli i smutku, który przez lata był moim codziennym towarzyszem. Jeśli się boisz albo wahasz, rozumiem to doskonale. Ale może właśnie to będzie moment, w którym i Ty przestaniesz codziennie opisywać swój smutek, bo on po prostu się wyciszy.