Tussipect jest lekiem polecany głównie na kaszel suchy, który jest wynikiem podrażnienia dróg oddechowych. Współdziałanie składników aktywnych w Tussipect pomaga złagodzić podrażnienie i ułatwić oddychanie.
Dzień dobry wszystkim, mam pytanie: czy Tussipect bierze się na kaszel suchy czy mokry? Dostałam od lekarza na kaszel, ale nie dopytałam, a teraz nie wiem, czy dobrze robię. Mam trochę flegmy, ale nie jakoś dużo. Czasem suchy, czasem coś odkrztuszam. Czy ktoś miał podobnie? Nie chcę sobie zaszkodzić.
Ja Ci powiem z własnego doświadczenia, bo Tussipect to u mnie w domu lek „pierwszej potrzeby” od lat! Ja go daję mężowi, jak tylko zaczyna się kaszel „mokrawy”, czyli taki niby jeszcze nie typowy mokry, ale już czuć, że coś w oskrzelach siedzi i się zbiera. Mój mąż ma 70 lat, palił całe życie, więc jak tylko przeziębienie przyjdzie, to zaraz ten kaszel mu „siada” na klacie. I wtedy Tussipect ratuje sytuację.
To nie jest lek na suchy kaszel. Jak ktoś ma typowo suchy, że drapie, że szczeka jak piesek i nie ma nic do odkrztuszania, to Tussipect potrafi jeszcze pogorszyć, bo on ma działać wykrztuśnie. Więc jak nie ma czego wykrztuszać – to tylko męczy.
Ale jak już coś tam siedzi i trzeba „ruszyć flegmę” – to działa bardzo dobrze. Mnie się zdarzyło, że jak tylko miałam uczucie, że coś mi „ciąży” na klatce, ale jeszcze nie wychodziło – brałam Tussipect 3 razy dziennie i po dwóch dniach kaszel był już produktywny, a po kolejnych dwóch – po sprawie.
Ja też miałam ten dylemat! Kaszlałam przez tydzień i sama nie wiedziałam, czy to suchy, czy mokry. Rano miałam wrażenie, że coś odkrztuszam, ale w dzień bardziej suchy, męczący. Poszłam do lekarza i dał mi Tussipect. Mówię mu: „Panie doktorze, ale ja mam suchy kaszel!” A on na to, że „to się dopiero rozwija i lepiej już teraz rozrzedzać wydzielinę, zanim oskrzela się zapchają”.
Zaczęłam brać i rzeczywiście – po 2 dniach kaszel zmienił się w bardziej „mokry”, dużo łatwiej było odkrztuszać, nie dusiłam się w nocy, nie miałam tej duszności w klatce. Do tego piłam dużo wody i inhalacje z soli fizjologicznej robiłam.
Moja teściowa, która zresztą zna się bardziej niż niejeden lekarz (tak uważa ), zawsze powtarza: „Na suchy to tylko syropy tłumiące, a Tussipect to na kaszel z czymś, co siedzi i nie chce wyjść”. I miała rację. Tussipect to nie na każdy kaszel, ale jak już coś zaczyna siedzieć – warto spróbować.
Ja to powiem Wam szczerze: ja tego Tussipectu się trochę bałam. Ma efedrynę, a ja mam nadciśnienie, więc zanim zaczęłam brać, to przeczytałam ulotkę ze trzy razy. Ale poszłam do lekarza, kaszel był już taki cięższy, jakby klatka piersiowa mi pękała. Lekarz mnie osłuchał i mówi: „To nie jest jeszcze zapalenie oskrzeli, ale coś się tam zaczyna zbierać, a Pani potrzebuje się tego pozbyć”.
Dostałam Tussipect, miałam go brać przez 5 dni. I tak było: pierwszy dzień nic, drugi dzień kaszel gorszy – ale z rana zaczęło coś schodzić. I to jest chyba klucz. On działa wykrztuśnie, ale nie od razu – trzeba trochę czasu i dużo pić. W trzecim dniu miałam dosłownie „oczyszczenie” – wszystko zaczęło wychodzić. Już nie męczyło mnie w nocy, spałam normalnie.
Więc odpowiadając wprost: Tussipect na kaszel mokry, nie suchy. Ale jak ktoś ma taki „pomiędzy”, to może właśnie pomoże mu przejść ten kaszel w produktywny, żeby szybciej wyjść z choroby.
Ja jestem po trzech zapaleniach oskrzeli i jednym płuc, więc wiem już co i jak. Tussipect biorę wtedy, jak mam wrażenie, że „coś mi siedzi” i nie chce wyjść. I to nie musi być jeszcze taki typowy kaszel z charkaniem (za przeproszeniem), tylko właśnie jak zaczyna się robić duszno, trochę flegmy gdzieś tam głęboko, a ja nie mogę tego ruszyć.
Nie brałabym go na kaszel suchy, co to to nie. Raz spróbowałam i miałam taki kaszel, że nie mogłam przestać. On pobudza odruch kaszlowy, żeby to wszystko wyciągnąć – a jak nie ma co wyciągać, to tylko męczy.
Ale u mnie działa bardzo dobrze jak już wiem, że to kaszel „z czymś”. Mam wnuczka 9-letniego, jemu też raz dali Tussipect (syrop dziecięcy oczywiście) i po dwóch dniach kaszlał jak trzeba – i wydzielina zaczęła schodzić. Więc to nie tylko dla starszych, ale trzeba wiedzieć, kiedy brać.
Tussipect to nazywam “syrop ratunkowy”, bo u mnie działa wtedy, kiedy inne już nie pomagają. Zawsze jak się rozchoruję, to najpierw mam kaszel suchy, potem niby się kończy, a potem… wraca, ale już taki inny – jakby „coś” siedziało głęboko, a ja nie mogę tego wydusić. I właśnie wtedy biorę Tussipect.
Pamiętam raz, przed świętami, nie chciałam iść do lekarza, bo tyle było do roboty. Ale tak mnie dusiło, że już nie mogłam oddychać. Poszłam do apteki, farmaceutka mówi: „Pani kochana, na ten kaszel to tylko Tussipect”. No to wzięłam. I chwała jej za to. Po dwóch dawkach poczułam, że oddycham jak człowiek. Poszło coś z gardła w dół i wreszcie zaczęłam wypluwać tę flegmę.
Nie na suchy, nie na początek – ale jak coś siedzi i nie chce wyjść, jak duszno, jak ciężko – to wtedy jak najbardziej. Ale nie brać na chybił-trafił. Ja zawsze obserwuję swoje ciało – i jak wiem, że to nie ten moment, to nie biorę.