Kilka lat temu, po przeprowadzce z mieszkania, gdzie był pies, zaczęły się u mnie poważne problemy z alergią. Wcześniej nic, a nagle – kichanie, zatkany nos, swędzące oczy. Męczyłam się z tym jakieś cztery lata, bo ogólnie nie jestem fanką ładowania się w leki i unikałam ich, jak tylko się dało. Ale w końcu miałam dość – nie szło normalnie funkcjonować.
Zdecydowałam się na Aerius i to był strzał w dziesiątkę. Naprawdę mi pomógł – objawy praktycznie zniknęły. Owszem, jak gdzieś pojawi się sierść czy kurz, to może raz kichnę, ale nie kończy się to już klasycznym atakiem alergii, żadnych zatok zapchanych na tydzień, żadnego ciągłego smarkania. Duża ulga.